piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział IX



   Czas upływał powoli, odmierzany przez wodę kapiącą ze ścian groty. Minuty zamieniały się w godziny, godziny w dni, dni w tygodnie. Ile już tu siedział? Stracił rachubę po pewnym czasie. Na początku był zbyt zmęczony, by liczyć, a potem szybko się zgubił
   Z początku miał nadzieję, ze może nie wszystkich jego ludzi wymordowano tamtej nocy, jednak szybko pozbył się  tych złudzeń widząc broń towarzyszy u swoich porywaczy.
  Osoby, które go porwały miały blade twarze, głęboko osadzone, niemal czarne oczy i ciemne włosy. Byli to ludzie potężnie zbudowani, o szerokich ramionach i muskularnych rękach i nogach. Ubierali się w zwierzęce skóry, a walczyli z pomocą toporów i ciężkich bojowych młotów. Mimo krępej budowy poruszali się nadzwyczaj szybko, o czym przekonał się, gdy chciał uciec. Byli też silni i bynajmniej nie obchodzili się delikatnie z więźniami. Niewielu z nich znało wspólną mowę, a jeśli już to mówili z tak silnym akcentem, że ciężko było ich zrozumieć.
   Nie tak wyobrażałem sobie swój koniec, pomyślał Eldarion, usiłując poluzować więzy. Ręce miał obtarte od sznura, którym był związany, a poruszając dłońmi tylko otwierał na nowo stare rany. Kości bolały go od wilgoci i długiego przebywania w jednej pozycji.
   Niechętnie przyzwyczajał się do faktu, że nie jest swoim ojcem, który w wieku sześćdziesięciu dwóch lat był w sile wieku. Jestem starym człowiekiem… Ciężko się z tym pogodzić, ale tak jest. Potem pomyślał o dwóch starszych siostrach.
    Lalaith miała siedemdziesiąt dwa lata, pomarszczoną twarz i śnieżnobiałe włosy. Mimo to była piękna. Zachowała szlachetne rysy, i choć trochę się zniekształciły, to dalej sprawiały, że starsi mogli sobie przypomnieć, jak wyglądała kilkadziesiąt lat temu. 
  Simbelmyne na starość zaokrągliła się jeszcze bardziej, ale nie można było nazwać jej grubą. Miała sześćdziesiąt siedem lat, ale jej kręcone, czarne włosy niemal  nie były naznaczone siwizną.
  Myśl o rodzeństwie podnosiła króla na duchu.  Podczas długich godzin w zamknięciu zdążył przeanalizować, jak wszyscy się zmienili w ciągu lat. Często też zastanawiał się, czy jeszcze ich zobaczy.
  Miał nadzieję, że Elros nie będzie przeciągał w nieskończoność objęcia tronu. To byłoby nierozsądne. Potem przed oczami stanął mu obraz Aeriny. Wyglądała jak w dniu ich ślubu. Byli wtedy tacy szczęśliwi. Myśleli, że ich problemy skończyły się z chwilą jego powrotu do zdrowia. I skończyły się, Jedynym przykrym wydarzeniem było otrucie Idril. Ale i z tego wyszli obronną ręką. A gdy urodził się Aldarion nic nie mogło już przyćmić ich szczęścia. A potem dałem się złapać i wszystko zepsułem. Poczuł, ze powieki robią się ciężkie i zapadł w sen.
  Śniło mu się, że widzi stojącą na wzgórzu postać. Ciemne włosy opadały na śnieżnobiałą szatę. Kobieta zeszła z wzgórza i nachyliła się nad nim. Eldarion rozpoznał Arwenę.
- Przyszłaś zabrać mnie do innego świata?
Arwena uśmiechnęła się delikatnie i położyła mu dłoń na policzku.
- Jeszcze nie nadszedł twój czas.
- Co w takim razie oznacza nasze spotkanie?
- Bądź silny, mój synu. Wytrzymaj jeszcze przez jakiś czas. Śródziemie wciąż cię potrzebuje. A gdy wszystko się dopełni przyjdziemy po ciebie. Ja i ojciec.
Arwena nachyliła się jeszcze bardziej i pocałowała go w czoło.
- Śpij. Nabierz sił, bo pomoc jest w drodze.
*  *  *
   - Jak myślicie, gdzie mogli go zabrać?
Razem z kilkoma elfami opracowywali plan poszukiwań króla.
- Na północy jest pasmo wzgórz, w których jest mnóstwo grot- powiedział Gelmir.- Rabusie uwielbiają to miejsce, ale w zimie jest tam niewiarygodnie zimno.
- Mogli się też udać do Dol Guldur- wtrąciła Isilme.
- Stara forteca jest zrównana z ziemią- zauważył Aldarion.
- Ale lochy w głębi wzgórza pozostały- odparła elfka.
- Które z tych miejsc jest bliżej?- odezwała się Nimloth.
- Dol Guldur. Ale mało prawdopodobne, by tam zabrano króla. Są przesądni. Uważają, że w ruinach fortecy straszy.
- To prawda?
- Myślę, że nie. Wyczulibyśmy, gdyby ktoś znowu tam się pojawił.
- Pomimo to, powinniśmy mieć pewność. Może pojedziemy z Nimloth i się rozejrzymy?- zaproponowała Idril.
-Nie! - Aldarion nie chciał o tym słyszeć.- Ja pojadę.
- Moglibyście wtedy wyruszyć przeciwnym kierunku. My sprawdziłybyśmy Dol Guldur i dołączyłybyśmy do was po drodze- Nimloth spodobał się ten pomysł.
- Mają rację- powiedział Gelmir.- Damy wam konie i prowiant. I mapę- dodał po namyśle.- Bo podejrzewam, że nie wiesz, gdzie jest Dol Guldur, Nimloth?
- Widziałam je raz z daleka. Ale teraz bym tam nie trafiła.
- Nie mówiąc już o mnie- roześmiała się Idril.
Aldarion  nie był przekonany co do słuszności tego pomysłu, ale został przegłosowany.
- Nie jesteśmy już dziećmi Aldarionie. Chyba nie muszę ci przypominać, że to ja jestem starsza- powiedziała Idril, kiedy wieczorem pakowały się razem z Nimloth. – Dzień, dwa i będziemy z powrotem.
*  *  *
     Elatan przechadzał się nerwowo po korytarzu przed salą tronową, obracając w rękach list. Czekał już od godziny, aż w końcu pilnujący drzwi strażnik wpuścił go do środka.
     Posągi królów, oświetlane umieszczonymi na ścianach lampami rzucały na podłogi podłużne cienie. Na końcu Sali, na podwyższeniu, siedział Elros. W ciemności, wśród rozedrganych lamp jego rysy wyglądały jak wykute z kamienia, czyniąc go podobnym do posągów.
- Wasza wysokość- ukłonił się. –Jestem Elatan, syn Hadora. Książę Aldarion wysłał mnie do waszej wysokości z wieściami.
  Twarz Elrosa w momencie przestała przypominać maskę, gdy zszedł ze schodów i stanął przed Elatanem.
-  A więc słucham.
- Prosił, by przekazać ci ten list, panie.
  Elros prawie wyrwał list z rąk chłopaka. Aldarion pisał w nim o tym, co Elros już wiedział z opowieści Almiel. Ostatnie linijki znacznie podniosły go na duchu:
Elfy są niesamowite, Elrosie! Tak, wiem. To samo mówiłem, kiedy opowiadałeś mi to dziesięć lat temu, ale te opowieści nawet w połowie nie oddają tego, jakie są naprawdę. Pomogą nam szukać ojca. Znajdziemy go. Czuję, że jesteśmy już blisko.
Aldarion
P.S Tak tak, wiem o sprawach takiej wagi powinienem pisać na początku. Niech wojska będą gotowe. Obawiam się, że nawet jak znajdziemy ojca, bez wojny się nie obejdzie.
A.
  - Dziękuję, Elatanie. Wykazałeś się odwagą przebywając samotnie taką odległość. Jednakże jedno nie daje mi spokoju: co robiłeś wśród elfów?
Chłopak nie spodziewał się tego pytania. Zmieszał się i spuścił wzrok.
- Ukrywam się w puszczy od dwóch lat. Musiałem uciekać, po śmierci mojego ojca i wuja. Zabili ich ci sami ludzie, którzy uprowadzili króla.
- A reszta rodziny?
- Matka i brat zostali  naszym rodzinnym mieście. Ale wrócę do nich kiedy to wszystko się skończy.
- Tak będzie najlepiej- zgodził się Elros.- Wróć tu jutro, dam ci list dla Aldariona.
- Oczywiście, wasza wysokość.
  Elatan skłonił się i wszedł. Później udał się do gospody Było już niemal całkiem ciemno, a ulice powoli pustoszały. Kroki odbijały się echem od białych ścian. W pewnym momencie chłopak przystanął, Zdawało się mu, ze ktoś za nim idzie.
  Po chwili był już pewny, że ktoś go śledzi. Gdy się odwrócił, zobaczył, że ktoś chowa się za rosnącym przy ulicy drzewem. Położył dłoń na rękojeści miecza i ruszył dalej. Gdy dotarł do bramy prowadzącej na niższy poziom, schował się za jej załomem. Po chwili z cienia niepewnie wyłoniła się dziecięca sylwetka.  Był to drobny, wysoki chłopczyk o sterczących dookoła główki ciemnych włosach. Rozejrzał się wokół siebie, zrobił kilka kroków w każdą stronę.
- Elatan?
   Brand jeszcze raz rozejrzał się, po czym zawrócił. Elatan wyszedł z ukrycia i pobiegł za nim. Gdy dogonił brata, zatkał mu usta dłonią i wraz z nim schował się do ciemnego kąta. Obrócił chłopczyka twarzą do siebie.
- Po pierwsze: nie krzycz- odsłonił usta przerażonemu Brandowi. Chłopiec patrzył na niego z przerażeniem. Po chwili jednak zarzucił Elatanowi rączki na szyję.
- Nella i Lila mówiły, że nie żyjesz. Ale ja im nie wierzyłem. One strasznie plotkują. I pomagałem mamie, wiesz? I czekałem na tatusia, ale nie wrócił. I uciekliśmy. I mama spaliła dom. I..I..- musiał przerwać, żeby nabrać powietrza. To była jedyna szansa Elatana na przerwanie chaotycznego monologu brata.
- Jak to mama spaliła dom?
- No.. Wzięła tą dużą lampę i rozbiła ją. A wcześniej wylała całą oliwę.
- Co tu robisz? Mama jest z tobą?
- Zatrzymaliśmy się w gospodzie kawałek dalej.
- Wie, że wyszedłeś?
- No co ty! Poczekałem, aż zasnęła i wyszedłem przez okno. Tak jak ty kiedyś. Chodź, pójdziemy do niej!
 Chłopczyk pociągnął go za rękę w dół ulicy. Okazało się, że Almiel z synem zatrzymali się w tej samej gospodzie, co Elatan. Na ich widok właściciel wybiegł zza kontuaru.
- Znalazł go pan! Pani Almiel umierała z niepokoju.
- Już wszystko dobrze- uspokoił karczmarza Elatan, po czym schylił się i spojrzał bratu w oczy.- Idź do pokoju. Nie mów mamie, że mnie spotkałeś
- Ale..
- Jutro się z wami spotkam, spokojnie.
Chłopczyk jeszcze raz przytulił się do brata, po czym pobiegł na górę. Elatan również udał się do swojego pokoju.
   Obudził się wczesnym rankiem po świetnie przespanej nocy. Ledwo zdążył się ubrać, a usłyszał energiczne pukanie. Gdy otworzył drzwi, zobaczył uśmiechniętego od ucha do ucha Branda.
- Dostało mi się- poinformował na wstępie.- O mało się nie wygadałem, że to ty mnie odprowadziłeś. Mama koniecznie chce podziękować temu, kto mnie znalazł. Ale będzie miała minę!
  Zeszli do sali jadalnej, która mimo wczesnej pory była pełna. Drzwi były otwarte na oścież, dzięki czemu było widać fragment skąpanego w słońcu miasta. Brand zaczął lawirować między stołami w stronę otwartego okna. Pod oknem stał stół, przy którym siedziała zapatrzona na miasto kobieta, Miała na sobie jasną suknię, a czarne włosy zaplotła w warkocze, które później upięła na głowie.
- Mamo, mamo, patrz, kogo znalazłem!
   Almiel odwróciła się z uśmiechem od okna. Kiedy jednak ujrzała stojącego za plecami synka młodzieńca, uśmiech zamarł jej na twarzy. Przed nią stała idealna kopia jej męża. Ciemne włosy i oczy, dumnie wyprostowana sylwetka.
- Elatan…
Zerwała się z miejsca, ale zachwiała się i gdyby nie Elatan, upadłaby. Posadził ją z powrotem i podał wodę. Kobieta zignorowała kubek i dotknęła jego twarzy.
- Syneczku…
Elatan przytulił ją mocno do siebie i pocałował we włosy.
- Już dobrze, mamo. Teraz już wszystko będzie dobrze.


___________________________________

Średnio się mi ten rozdział podoba, ale co tam. Każdy ma czasem gorszy dzień (lub, jak w moim przypadku, miesiąc) na pisanie. Tak, czy siak mam nadzieję, że mnie za ten rozdział nie zabijecie ;)
 Pozdrawiam Was baardzo gorąco :*