piątek, 13 listopada 2015

Rozdział X



  Idril i Nimloth szybko zbliżały się do górującego nad okolicą Dol Guldur. Na szczycie bielały kamienie stanowiące resztki dawnej fortecy, a wiatr wył wśród nich. Nawet tu, w okolicach dawnej siedziby Saurona przyroda budziła się do życia. Gdy dotarły do miejsca, gdzie dawniej był most, musiały zostawić konie.
  Powoli zaczęły zsuwać się z urwiska, co chwila wprawiając w ruch małe lawiny kamieni. Po dwóch godzinach mozolnej wędrówki były na szczycie, Było tam kilka ziejących pustką dołów, w których gdzieniegdzie można było zauważyć bielejące kości. Między kamieniami walały się resztki prymitywnych orkowych naczyń i zardzewiałe fragmenty uzbrojenia. Na szczycie nic nie rosło. Próżno było wypatrywać choćby marnego źdźbła trawy.
  Mimo, że okolica odżyła, to samo Dol Guldur wciąż nosiło znamię śmierci i czarnej magii, które były tu niemal namacalne.
   Przez chwilę rozglądały się dookoła szukając jakiegokolwiek znaku, że ktoś był tu niedawno. Wyglądało jednak na to, że nikogo nie było tu od wielu, wielu lat.
- Nic tu po nas- zawyrokowała Nimloth poprawiając zapięcie płaszcza.- Chodźmy już. To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.
- Poczekaj! Patrz- Idril złapała kuzynkę za ramię i wskazała na smugę dymu niedaleko wzgórza.
- Ciekawe, kto to?
- Zawsze możemy sprawdzić.
- A jeśli nas widzieli?
 - Tym lepiej, jeśli zejdziemy z widoku.
 Gdy dotarły do koni, dym rozproszył się niemal całkowicie, nadal jednak wiedziały, w którą stronę powinny jechać.
 Zostawiły konie kilkaset metrów przed miejscem, gdzie spodziewały się zastać ognisko. Gdy przykucnęły w zaroślach ich oczom ukazał się dziwny widok: przy ognisku siedziała wychudzona kobieta. Była brudna, na czarnych warkoczach zaschło błoto i coś, co wyglądało na krew. Miała na sobie podarte ubranie. Po chwili poruszyła się i dziewczyny mogły zobaczyć, że jej prawa noga kończy się tuż za kolanem. Noga była owinięta brudnym bandażem. Obok kobiety leżał nóż, który po chwili uniosła, celując w serce.
- Stój!
 Nimloth wybiegła zza drzew i złapała kobietę za rękę, której trzymała nóż.
- Zostaw mnie w spokoju, daj mi umrzeć!
 - Co ty robisz? – krzyknęła Idril.- To nie nasza sprawa. Daj jej postąpić, jak uważa. I tak jest umierająca. Nie pomożemy jej - dodała już ciszej.
- Ona coś wie…- szepnęła Nimloth wpatrując się w ranną kobietę. Odrzuciła nóż i usiadła obok.- Kto ci to zrobił?
- Nimloth…
- Oni.
- Czyli kto?
- Ludzie z Gondoru i z naszych osad. Kazali nam iść do kopalni… Całe dnie pod ziemią… Uciekliśmy… Ale Tom był ranny i.. zmarł po drodze. To było zakażenie. Ja też miałam i odciął mi nogę.
- Jak się tu dostałaś?
- Konno, ale mój koń padł jakąś milę wcześniej- nagle jej ciałem strząsnęły dreszcze i złapała Nimloth za rękę.
- Pochowasz mnie?
- Ja…
- Proszę, zrób to- z trudem łapała oddech.- On już nadchodzi. Stoi tam, czeka na mnie.
- Nikogo tam nie ma – powiedziała Idril patrząc między drzewa.
  Nimloth spojrzała w tym samym kierunku i zobaczyła młodzieńca ubranego w jasne szaty i wpatrującego się w kobietę. Po chwili podszedł do ogniska i wykonał lekki ukłon w stronę Nimloth. Następnie zbliżył się do kobiety.
- Ana, już czas.
   Podał jej rękę. Wtedy Nimloth zobaczyła, jak ku młodzieńcowi unoszą się dwie prawe ręce. Po chwili jedna z nich opadła bezwładnie na ziemię. Przed elfką stałą para duchów. Bardzo szczęśliwych duchów.
- Szukajcie w jaskiniach na północy. Jest tam ten, którego szukacie. Bądźcie ostrożni: wy i wasi towarzysze. Jest ich wielu, są bardzo niebezpieczni. Większość z nich to zawodowi mordercy.
- Dziękuję. Odejdźcie w pokoju- Nimloth ukłoniła się duchom, które po chwili odeszły.
- Czy wy obie zwariowałyście? Nikogo tam nie ma!
- Cicho, Ana już nie żyje. Przyszedł po nią. I powiedział, gdzie szukać wujka.
- Kto? –Idril czuła się jak w innym świecie. No bo kto normalny rozmawia z duchami?
- Tom. Chodź, pochowajmy ją.
Ziemia była rozmokła, więc szybko uporały się z wykopaniem grobu. Ułożyły na nim kamienie jako zabezpieczenie przed zwierzętami. Na jednym z kamieni Nimloth napisała w językach elfów i ludzi Tu leży Ana.
-Czy to nie za mało? – zastanawiała się Idril.
- Nie wiemy nic więcej.
Postały jeszcze chwilę nad grobem, po czym udały się na Północ. Z każdym kilometrem w sercach dziewcząt rosła nadzieja na odnalezienie Eldariona. Jeśli go znajdą, pozostanie już tylko wygrać wojnę. Mam nadzieję, że to „tylko” nas nie przerośnie… Pomyślała Nimloth, gdy samotny grób na polanie znikł za zakrętem.
*  *  *
  Wici rozesłano jeszcze tego samego dnia, w którym Elros wydał rozkaz i po dwóch tygodniach z Haradu i Rohanu przybyli do Minas Tirith sami królowie.
   Elendur, prawie siedemdziesięcioletni, siwowłosy wojownik, jechał na czele części swojej armii. Rekrutowanie pozostałych żołnierzy pozostawił swoim synom.
 Na czele wojsk Rohanu przybył świeżo koronowany, trzydziestoośmioletni  Faramir, pierwszy syn Simbelmyne i Elfwine’a.
  Królowie przywieźli ze sobą strategów, by jak najlepiej zaplanować każde posunięcie połączonych armii.
  Elros od rana niespokojnie przechadzał się po sali tronowej, a Aerina śledziła jego ruchy z podwyższenia.
- Co cię tak niepokoi?
- Oprócz wojny? Nic, tylko kilka drobnych szczegółów, jak zakwaterowanie i wyżywienie wojsk.
- Przecież dobrze wiem, że załatwiłeś to kilka dni temu. O co chodzi?
- Mam… przeczucia.
- Złe?
- Nie, i to jest właśnie dziwne. Zastanawiam się, czy nie zaczynam wariować.
- Twój ojciec zadawał sobie to pytanie przynajmniej raz na tydzień. I zapewniam cię, że nie wariował –roześmiała się, ale po chwili spoważniała- To wielka odpowiedzialność, ale ty sobie poradzisz.
- Mamo, Aldarion znajdzie ojca.
- Ale ojciec nie będzie żył wiecznie! Nie jesteśmy naszymi przodkami, nie żyjemy po kilkaset lat.
  Elros nie odpowiedział, bo do sali wbiegł strażnik.
- Przybyli, Wasze Wysokości.
  Po chwili sala zaczęła się wypełniać. Pierwszy wszedł Elendur i skłonił głowę w stronę siostry. Na mniej oficjalne powitania, przyjdzie czas później. Jego świta ustawiła się obok kolumn.
  Następnie pojawił się Faramir. Był wysokim, jasnowłosym i ciemnookim mężczyzną. Prawie nie dało się dostrzec podobieństwa między nim, a Simbelmyne. Był typowym Rohirrimem.
  Kolejna uczestniczka narady należała, podobnie jak Elendur, do starszego pokolenia. Była to Lalaith. Siwa jak gołąbek, wsparta na lasce, szła prosto, posyłając zgromadzonym delikatny uśmiech.
  Na samym końcu, po kilku innych dostojnikach, pojawiły się siostry: Lissuin i Nimrodel. Włosy Lissuin pojaśniały z wiekiem i już nie były tak rude, jak kiedyś. Za to Nimrodel prawie się nie zmieniła. Od kilku lat była mężatką, ale jej mąż ciężko zachorował i chociaż czuł się już lepiej, nie mógł podróżować.
  Lissuin dziesięć lat emu zaskoczyła wszystkich, gdy po długim panieństwie wyszła za kapitana Leoda. Dla środowiska dworskiego było to posunięciem nie do pomyślenia. No bo kto to widział, żeby królewska córka wychodziła za zwykłego kapitana. Eldarion zaskoczył całe towarzystwo, od razu wyrażając zgodę na ślub.
  Wstępne obrady rozpoczęły się jeszcze tego samego dnia. Obmyślanie strategii pozostawiono na następny dzień, kiedy wszyscy wypoczną po podróży. Wieczorem wszyscy zebrali się w prywatnych komnatach Aeriny. Lalaith, najstarsza rodu, siedziała w fotelu i przyglądała się rodzinie. Ojciec byłby taki dumny…
   Aerina i Elendur stali pod oknem i rozmawiali spoglądając na światła Minas Tirith. Aerina nawet nie powstrzymywała łez przy bracie. Po chwili przytulił ją do siebie i pogładził po włosach, jak wtedy, gdy po długiej rozłące spotkali się w Minas Tirith.
   Następnie przeniosła wzrok na Elrosa i jego siostry. Usiłował je rozśmieszyć i momentami nawet się mu udawało. Po chwili dołączył do niego kuzyn i zaczął go w tych wysiłkach wspomagać. Cała czwórka wybuchnęła śmiechem, gdy król Rohanu potknął się o dywan, ale Nimrodel niemal od razu posmutniała i wszyscy na powrót się zasępili.
 - Wystarczy! To nie jest stypa! A przynajmniej jeszcze nią nie jest. Zachowujecie się, jakby już nie żył. Ale ja czuję, ze żyje. Wiem, że wy też to czujecie. Tylko boicie się, że nadzieja okaże się złudną!- Lissuin popatrzyła na każdego po kolei. Ludzie widzieli w każdym z nich przywódców: królów, księżniczki. A to była ta ich strona, których nigdy nie powinni zobaczyć. I nie zobaczą.- Jesteśmy dziećmi Eldarów. Niech to wam wystarczy za odpowiedź na wasze zachowanie. Dobranoc.
  Po czym wstała i wyszła z komnaty. Wszyscy przez chwilę patrzyli po sobie, a po minucie Nimrodel wybiegła na korytarz.
- Ciociu, zaczekaj! Przepraszamy…
- Nie ma za co przepraszać, dziecko. Źle znoszę ten nastrój, jak każdy z was, ale musi być ktoś kto potrząśnie resztą…
- Po prostu się martwimy.
- Wiem, kochanie. Ale twój ojciec nie jest głupi. Nie dał się zabić- Lissuin położyła dłonie na ramionach kobiety i lekko potrząsnęła- Żyje.


__________________________________
No, chwilę mi zeszło, ale jest ;)