czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział XI



  Przeczesywanie Mrocznej Puszczy trwało długo nawet z pomocą elfów. Dawne drogi zarosły, las ponownie objął w posiadanie wydarte mu obszary. Dlatego minęły niemal dwa tygodnie, nim dostrzegli pasmo wzgórz i unoszący się nad nim dym z ognisk.
- Nie są zbyt ostrożni- skwitowała Idril.
- Nie spodziewają się zagrożenia- odparł Aldarion, po czym uśmiechną się okrutnie.- Z tym większą przyjemnością zetrę im wyraz zadowolenia z twarzy.
   Nimloth spojrzała na kuzyna. Jego zachowanie martwiło ją już w dniu, w którym dołączyły do niego z Idril. Był nerwowy, wiecznie zamyślony, a  w oczach miał jakiś złowrogi błysk. Ten sam, który widziała u niego, gdy zabił władcę miasta. Zatrzymali się na noc w jednej z dolinek, wystawiając wartowników na jej obrzeżach.
  - Musimy ich wziąć z zaskoczenia.
- W dwadzieścia osób? Nie wiemy, ilu ich jest- zaoponował Gelmir.
- Nie możemy czekać.
- Rozumiem, Aldarionie. Ale to ryzykowne. Zamiast pomóc królowi, możemy mu zaszkodzić.
- Mogę pójść na zwiady- odezwała się Nimloth.
- Nie!- odparli Aldarion i Gelmir jednocześnie, po czym zgromili się wzrokiem.
- Ależ ja was wcale nie pytam o zdanie- powiedziała elfka, podnosząc łuk.
- Idę z tobą- kuzyn zerwał się z miejsca i zapiął płaszcz.
- Nie obraź się, ale nie potrafisz się cicho poruszać. Sama mam większe szanse- odparła, po czym wspięła się na drzewo i przeskoczyła na kolejne. Aldarion nawet nie próbował jej gonić.
  Mimo powagi sytuacji, moment, w którym czuła wiatr we włosach i jedność z lasem działał na nią uspokajająco. Poruszała się cicho, jak kot podkradający się do ofiary. Po kilkunastu minutach przebiegła nad pierwszym wartownikiem. Był to wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna ubrany w skóry i wsparty na toporze. Kolejni wyglądali podobnie.
  Po chwili drzewa stały się rzadsze i musiała zacząć poruszać się po ziemi. Skuliła ramiona i przemykała między krzewami. Co jakiś czas mijała jaskinie, przed którymi dogasały ogniska. Nimloth zamknęła oczy i wsłuchała się w noc. Trwała tak przez kilka minut, a gdy otwarła oczy, wiedziała, do której jaskini musi się skierować.
  Była duża, a przed jej wejściem płonęło stale podsycane ognisko. Przemknęła tuż przy ziemi, poza kręgiem światła i weszła na nasyp nad wejściem. Kilka kroków dalej był naturalny otwór, częściowo zasłonięty liśćmi krzewu. Nimloth ostrożnie zajrzała do środka i stłumiła okrzyk.
  Był tam. W świetle rzucanym przez ognisko zobaczyła skuloną, postać. Eldarion był siwy, a długa broda opadała mu na pierś. Był wychudzony, oddychał z trudem. Nie był związany. Widocznie porywacze stwierdzili, że i tak nie ucieknie.
  Nimloth otworzyła usta, by go zawołać i zaraz je zamknęła, gdy usłyszała ruch przy ognisku. Niewiele myśląc, chwyciła kamień, zamachnęła się i rzuciła miedzy drzewa. Kamień toczył się przez chwilę po kamienistym zboczu, a jego dźwięk wywabił wartowników poza krąg światła.
  Elfka ukryła w trawie łuk i kołczan i wsunęła się przez niewielki otwór, lądując cicho na piasku przed królem.
  Gdy wyobrażała sobie Eldariona, zawsze myślała o nim jako o mężczyźnie niewiele starszym od jej matki. W jej wyobraźni zawsze miał jasne włosy i śmiejące się oczy. Siedzący przed nią mężczyzna miał zamknięte oczy, a jego twarz pokrywała siateczka zmarszczek, niektórych bardzo głębokich.
  Wzięła głęboki oddech i drżącą dłonią dotknęła jego twarzy. Eldarion obudził się.
*  *  *
- Jedna druga łuczników, pięciuset członków jazdy, pięć tysięcy piechoty, mam wyliczać dalej?- Leod uniósł wzrok znad pergaminu i spojrzał na Elrosa.
- Nie, powiedz mi tylko jak wygląda stan armii, która nie zdradziła swojego kraju.
Leod zapisał coś piórem i po zastanowieniu odparł:
- Nie jest tak źle. dziesięć tysięcy piechurów, tysiąc jeźdźców i połowa łuczników. 
- A siły wroga?
- Dwukrotnie większe. Ludy północy są liczne, a teraz ich szeregi zasilili... dezerterzy.
Siedzieli w gabinecie Elrosa i przygotowywali się do narady. Po chwili Leod wstał, podał dokumenty Elrosowi i skierował się do wyjścia.
- Powodzenia, ustalcie coś szybko, bo ludzie się niepokoją.
- Przez ludzi rozumiesz Lissuin?
Leod uśmiechnął się.
- Między innym. Ale w koszarach atmosfera jest dość gęsta. Nie mieliśmy wojny od czterdziestu lat. Starsi przypominają sobie starcie z Aulendilem, młodsi słuchają i bledną.
- Tym razem nie walczymy z demonem. Walczymy z ludźmi.
- A co to za różnica? Człowiek zabija człowieka tak samo skutecznie jak demon czy nawet Sauron. A wymyślaniu tortur nie ustępuje orkom. Najgorsze jest to, że teraz stajemy przeciw osobom, z którymi walczyliśmy ramię w ramię.
- Masz rację- Elros również wstał, razem skierowali się do drzwi.- Zapomniałbym. Awansowałeś właśnie na najwyższego stratega.
  Elros uścisnął dłoń zdezorientowanego szwagra.
- Za pięć minut w sali tronowej- dodał, udając się do swoich komnat.
*  *  *
  Eldarion obudził się, gdy motyl, którego widział w śnie, otarł się o jego policzek. Otworzył oczy, przyzwyczajając je do półmroku panującego w jaskini. I zobaczył kobiecą twarz. W pierwszej chwili wziął ją za Arwenę, jednak była za młoda. Nie mogła to być Nimrodel, bo kolor oczu i włosów nie odpowiadały wyglądowi siostry.
- Kim jesteś?- wychrypiał.
Dziewczyna położyła palec na ustach.
- Mam na imię Nimloth. Ja … jestem córką…
- Nim… Jak się tu dostałaś? Matka jest z tobą?
- Spokojnie, wujku. Mama nie wiedziała że wyruszyłam to Śródziemia . Pomoc jest w drodze. Aldarion i Idril są w obozie. Jutro będziesz wolny.
- Nimloth, dziecko, obawiam się, że nie doczekam wschodu słońca. Jestem stary, słaby. Czuję, że nadchodzi moja godzina.
- Doczekasz- zaczęła przeszukiwać kieszenie i znalazła Lembas.- Zjedz, nabierzesz sił.
- Nadchodzi wojna, musicie ostrzec Elrosa.
- Elros wie o wszystkim. Wysłaliśmy posłańca.- Wolała nie mówić o tym, że nie wiedzieli, czy Elatan do tarł do Minas Tirith.- Zjedz.
  Eldarion uśmiechnął się krzywo.
- Nie pozwolisz starcowi umrzeć, prawda?
- Nie jesteś stary, tylko słaby.
W tej chwili doszły ich głosy wracających mężczyzn.
- Mówiłem ci, że nic tam nie ma.
- Lepiej mieć się na baczności- odparł drugi.- Dwa tygodnie temu Aldarion wszedł do puszczy. Jeśli jeszcze żyje, na pewno szuka ojca.
Drugim rozmówcą był Othar. Nimloth poczuła, jak ze złości na jej policzkach wykwitają rumieńce. Zabiję cię. Może nie dziś, ale cię zabiję.
- Do jutra- uśmiechnęła się, pocałowała go w rękę i wspięła się do otworu. Gdy zajrzała do środka, Lothar właśnie podawała królowi posiłek. Zauważyła, że pomiędzy kawałki suchego chleba wsunął niepostrzeżenie kawałek suszonego mięsa. I tak jesteś martwy…
   Wracając do obozu, starannie policzyła wartowników i zajrzała do pozostałych jaskiń. W większości były puste, w jednej, chronionej przed zwierzętami kolczastymi krzewami, znalazła zapasy. Wśród worków z warzywami znalazła zioła zmieszane z suszonymi owocami i kilka bochenków chleba. Znalazła pusty worek i spakowała swoją zdobycz.
   Wychodząc wycięła krzewy, a niespełna minutę później usłyszała za sobą węszenie i chrupanie. Na jej twarzy pojawił się uśmiech złośliwej satysfakcji, gdy zorientowała się, że do rana pozostanie niewiele z zapasów.
- Smacznego- szepnęła w mrok i już jej nie było.
*  *  *
   Narada przeciągnęła się do późnego wieczora, głownie za sprawą Leoda i stratega z Rohanu. Trzeba zaznaczyć, że pierwszym strategiem króla Faramira była Riana, córka jednego z rohańskich szlachciców. Była to młoda kobieta, która nie ukończyła jeszcze trzydziestu lat, wysoka, o ciemnych włosach i oczach i, jak przekonał się Leod, niezwykle uparta. Przez godzinę spierali się o sposób ustawienia łuczników, aż w końcu doszli do kompromisu.
  Wreszcie, gdy księżyc już dawno stał na niebie, zaczęto się rozchodzić do swoich komnat.
- Dochodzę do wniosku, że mogliśmy się tu tyle nie męczyć- powiedział na odchodnym Elendur .- Leod i Riana mogli zaplanować wszystko sami.
- Dziękuję, Wasza Wysokość- powiedział Leod.
Riana spuściła głowę, by włosy przykryły rumieńce na jej policzkach. Zaczęła zbierać ze stołu dokumenty i napotkała wzrok Faramira.


- Świetnie sobie poradziłaś- uśmiechnął się.
- Dziękuję. Miałam godnego przeciwnika.
- Przeciwnika? Pracowaliśmy nad tą samą bitwą, po tej samej stronie.
- Czasem miałam wrażenie, że pan tak nie myśli- ruchem głowy wskazała na planszę, na której małe figurki symbolizowały ustawienie łuczników.
Leod roześmiał się, po czym skrzywił się, gdy Elros prawie złamał mu nogę w kostce. Podążył za jego wzrokiem i zobaczył Lissuin stojącą w drzwiach. Opierała się bokiem o ścianę i wpatrywała się w niego spod wysoko uniesionych brwi.
- Dobranoc państwu- ukłonił się i wyszedł, rejestrując po drodze, że Elros bezgłośnie pożyczył mu powodzenia.
   - Kim ona jest?- Zapytała Lissuin, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi.
- Kto? Riana? To strateg Rohanu. Nie musisz być zazdrosna- wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym pomyślał, że to może być jeden z ostatnich takich momentów w ich życiu. Idę na wojnę, nie wiadomo, czy wrócę. Nagle, nie zwracając uwagi, że stoją na głównym korytarzu w pałacu, pocałował ją.
- Nie jestem zazdrosna- szepnęła, gdy się od niej odsunął, po czym skręcili w korytarz prowadzący do prywatnych komnat rodziny królewskiej.
  Elros udał się do komnat matki. Siedziała przy oknie, czesząc długie włosy. W pokoju było ciemno, a w księżycowym świetle sylwetka Aeriny nabrała młodzieńczego wyglądu.
   Elros, mimo że po naradzie rozstali się w pogodnym nastroju, był zaniepokojony.
- Do czego doszliście?- zapytała odwracając się od okna.
Zaczerpnął powietrza, jakby się wahał, czy powiedzieć jej to, co nieuchronne, po czym odpowiedział:
- Jutro pełna mobilizacja na Polach Pelennoru. Jak tylko wrócą zwiadowcy, ruszamy na północ. 
_________________________________________________
Wolę nawet nie sprawdzać, kiedy wstawiłam poprzedni rozdział. Jestem okropna,wyświetlenia spadają (jest to wyłącznie moja wina). Jeśli ktoś to jeszcze jest, to mam nadzieję, że zadowoli się tym rozdziałem po długiej nieobecności ;)