piątek, 14 lipca 2017

Zrobiłam to!

Nikogo tu nie ma. Wiem to. Nigdy nie było Was tu zbyt wiele, ale jeśli ktoś to czyta, to niech wie, że jestem wdzięczna za każde wyświetlenie, każdy komentarz.
Zostawiłam tę historię niedokończoną. Trochę żałuję, że tak się stało. Mił być happy end, wyszło jedno wielkie niedopowiedzenie i powrót 1,5 roku później. Nie wracam już jednak do Śródziemia.
Od początku liceum miałam w głowie historię, która dojrzewała przez ostatnie trzy lata i wreszcie czuję się gotowa, by ją opowiedzieć. W tym celu zapraszam na Wattpada, gdzie właśnie pojawił się prolog mojej pierwszej autorskiej opowieści.
                                                                       Klucze


                                                           

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział XI



  Przeczesywanie Mrocznej Puszczy trwało długo nawet z pomocą elfów. Dawne drogi zarosły, las ponownie objął w posiadanie wydarte mu obszary. Dlatego minęły niemal dwa tygodnie, nim dostrzegli pasmo wzgórz i unoszący się nad nim dym z ognisk.
- Nie są zbyt ostrożni- skwitowała Idril.
- Nie spodziewają się zagrożenia- odparł Aldarion, po czym uśmiechną się okrutnie.- Z tym większą przyjemnością zetrę im wyraz zadowolenia z twarzy.
   Nimloth spojrzała na kuzyna. Jego zachowanie martwiło ją już w dniu, w którym dołączyły do niego z Idril. Był nerwowy, wiecznie zamyślony, a  w oczach miał jakiś złowrogi błysk. Ten sam, który widziała u niego, gdy zabił władcę miasta. Zatrzymali się na noc w jednej z dolinek, wystawiając wartowników na jej obrzeżach.
  - Musimy ich wziąć z zaskoczenia.
- W dwadzieścia osób? Nie wiemy, ilu ich jest- zaoponował Gelmir.
- Nie możemy czekać.
- Rozumiem, Aldarionie. Ale to ryzykowne. Zamiast pomóc królowi, możemy mu zaszkodzić.
- Mogę pójść na zwiady- odezwała się Nimloth.
- Nie!- odparli Aldarion i Gelmir jednocześnie, po czym zgromili się wzrokiem.
- Ależ ja was wcale nie pytam o zdanie- powiedziała elfka, podnosząc łuk.
- Idę z tobą- kuzyn zerwał się z miejsca i zapiął płaszcz.
- Nie obraź się, ale nie potrafisz się cicho poruszać. Sama mam większe szanse- odparła, po czym wspięła się na drzewo i przeskoczyła na kolejne. Aldarion nawet nie próbował jej gonić.
  Mimo powagi sytuacji, moment, w którym czuła wiatr we włosach i jedność z lasem działał na nią uspokajająco. Poruszała się cicho, jak kot podkradający się do ofiary. Po kilkunastu minutach przebiegła nad pierwszym wartownikiem. Był to wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna ubrany w skóry i wsparty na toporze. Kolejni wyglądali podobnie.
  Po chwili drzewa stały się rzadsze i musiała zacząć poruszać się po ziemi. Skuliła ramiona i przemykała między krzewami. Co jakiś czas mijała jaskinie, przed którymi dogasały ogniska. Nimloth zamknęła oczy i wsłuchała się w noc. Trwała tak przez kilka minut, a gdy otwarła oczy, wiedziała, do której jaskini musi się skierować.
  Była duża, a przed jej wejściem płonęło stale podsycane ognisko. Przemknęła tuż przy ziemi, poza kręgiem światła i weszła na nasyp nad wejściem. Kilka kroków dalej był naturalny otwór, częściowo zasłonięty liśćmi krzewu. Nimloth ostrożnie zajrzała do środka i stłumiła okrzyk.
  Był tam. W świetle rzucanym przez ognisko zobaczyła skuloną, postać. Eldarion był siwy, a długa broda opadała mu na pierś. Był wychudzony, oddychał z trudem. Nie był związany. Widocznie porywacze stwierdzili, że i tak nie ucieknie.
  Nimloth otworzyła usta, by go zawołać i zaraz je zamknęła, gdy usłyszała ruch przy ognisku. Niewiele myśląc, chwyciła kamień, zamachnęła się i rzuciła miedzy drzewa. Kamień toczył się przez chwilę po kamienistym zboczu, a jego dźwięk wywabił wartowników poza krąg światła.
  Elfka ukryła w trawie łuk i kołczan i wsunęła się przez niewielki otwór, lądując cicho na piasku przed królem.
  Gdy wyobrażała sobie Eldariona, zawsze myślała o nim jako o mężczyźnie niewiele starszym od jej matki. W jej wyobraźni zawsze miał jasne włosy i śmiejące się oczy. Siedzący przed nią mężczyzna miał zamknięte oczy, a jego twarz pokrywała siateczka zmarszczek, niektórych bardzo głębokich.
  Wzięła głęboki oddech i drżącą dłonią dotknęła jego twarzy. Eldarion obudził się.
*  *  *
- Jedna druga łuczników, pięciuset członków jazdy, pięć tysięcy piechoty, mam wyliczać dalej?- Leod uniósł wzrok znad pergaminu i spojrzał na Elrosa.
- Nie, powiedz mi tylko jak wygląda stan armii, która nie zdradziła swojego kraju.
Leod zapisał coś piórem i po zastanowieniu odparł:
- Nie jest tak źle. dziesięć tysięcy piechurów, tysiąc jeźdźców i połowa łuczników. 
- A siły wroga?
- Dwukrotnie większe. Ludy północy są liczne, a teraz ich szeregi zasilili... dezerterzy.
Siedzieli w gabinecie Elrosa i przygotowywali się do narady. Po chwili Leod wstał, podał dokumenty Elrosowi i skierował się do wyjścia.
- Powodzenia, ustalcie coś szybko, bo ludzie się niepokoją.
- Przez ludzi rozumiesz Lissuin?
Leod uśmiechnął się.
- Między innym. Ale w koszarach atmosfera jest dość gęsta. Nie mieliśmy wojny od czterdziestu lat. Starsi przypominają sobie starcie z Aulendilem, młodsi słuchają i bledną.
- Tym razem nie walczymy z demonem. Walczymy z ludźmi.
- A co to za różnica? Człowiek zabija człowieka tak samo skutecznie jak demon czy nawet Sauron. A wymyślaniu tortur nie ustępuje orkom. Najgorsze jest to, że teraz stajemy przeciw osobom, z którymi walczyliśmy ramię w ramię.
- Masz rację- Elros również wstał, razem skierowali się do drzwi.- Zapomniałbym. Awansowałeś właśnie na najwyższego stratega.
  Elros uścisnął dłoń zdezorientowanego szwagra.
- Za pięć minut w sali tronowej- dodał, udając się do swoich komnat.
*  *  *
  Eldarion obudził się, gdy motyl, którego widział w śnie, otarł się o jego policzek. Otworzył oczy, przyzwyczajając je do półmroku panującego w jaskini. I zobaczył kobiecą twarz. W pierwszej chwili wziął ją za Arwenę, jednak była za młoda. Nie mogła to być Nimrodel, bo kolor oczu i włosów nie odpowiadały wyglądowi siostry.
- Kim jesteś?- wychrypiał.
Dziewczyna położyła palec na ustach.
- Mam na imię Nimloth. Ja … jestem córką…
- Nim… Jak się tu dostałaś? Matka jest z tobą?
- Spokojnie, wujku. Mama nie wiedziała że wyruszyłam to Śródziemia . Pomoc jest w drodze. Aldarion i Idril są w obozie. Jutro będziesz wolny.
- Nimloth, dziecko, obawiam się, że nie doczekam wschodu słońca. Jestem stary, słaby. Czuję, że nadchodzi moja godzina.
- Doczekasz- zaczęła przeszukiwać kieszenie i znalazła Lembas.- Zjedz, nabierzesz sił.
- Nadchodzi wojna, musicie ostrzec Elrosa.
- Elros wie o wszystkim. Wysłaliśmy posłańca.- Wolała nie mówić o tym, że nie wiedzieli, czy Elatan do tarł do Minas Tirith.- Zjedz.
  Eldarion uśmiechnął się krzywo.
- Nie pozwolisz starcowi umrzeć, prawda?
- Nie jesteś stary, tylko słaby.
W tej chwili doszły ich głosy wracających mężczyzn.
- Mówiłem ci, że nic tam nie ma.
- Lepiej mieć się na baczności- odparł drugi.- Dwa tygodnie temu Aldarion wszedł do puszczy. Jeśli jeszcze żyje, na pewno szuka ojca.
Drugim rozmówcą był Othar. Nimloth poczuła, jak ze złości na jej policzkach wykwitają rumieńce. Zabiję cię. Może nie dziś, ale cię zabiję.
- Do jutra- uśmiechnęła się, pocałowała go w rękę i wspięła się do otworu. Gdy zajrzała do środka, Lothar właśnie podawała królowi posiłek. Zauważyła, że pomiędzy kawałki suchego chleba wsunął niepostrzeżenie kawałek suszonego mięsa. I tak jesteś martwy…
   Wracając do obozu, starannie policzyła wartowników i zajrzała do pozostałych jaskiń. W większości były puste, w jednej, chronionej przed zwierzętami kolczastymi krzewami, znalazła zapasy. Wśród worków z warzywami znalazła zioła zmieszane z suszonymi owocami i kilka bochenków chleba. Znalazła pusty worek i spakowała swoją zdobycz.
   Wychodząc wycięła krzewy, a niespełna minutę później usłyszała za sobą węszenie i chrupanie. Na jej twarzy pojawił się uśmiech złośliwej satysfakcji, gdy zorientowała się, że do rana pozostanie niewiele z zapasów.
- Smacznego- szepnęła w mrok i już jej nie było.
*  *  *
   Narada przeciągnęła się do późnego wieczora, głownie za sprawą Leoda i stratega z Rohanu. Trzeba zaznaczyć, że pierwszym strategiem króla Faramira była Riana, córka jednego z rohańskich szlachciców. Była to młoda kobieta, która nie ukończyła jeszcze trzydziestu lat, wysoka, o ciemnych włosach i oczach i, jak przekonał się Leod, niezwykle uparta. Przez godzinę spierali się o sposób ustawienia łuczników, aż w końcu doszli do kompromisu.
  Wreszcie, gdy księżyc już dawno stał na niebie, zaczęto się rozchodzić do swoich komnat.
- Dochodzę do wniosku, że mogliśmy się tu tyle nie męczyć- powiedział na odchodnym Elendur .- Leod i Riana mogli zaplanować wszystko sami.
- Dziękuję, Wasza Wysokość- powiedział Leod.
Riana spuściła głowę, by włosy przykryły rumieńce na jej policzkach. Zaczęła zbierać ze stołu dokumenty i napotkała wzrok Faramira.


- Świetnie sobie poradziłaś- uśmiechnął się.
- Dziękuję. Miałam godnego przeciwnika.
- Przeciwnika? Pracowaliśmy nad tą samą bitwą, po tej samej stronie.
- Czasem miałam wrażenie, że pan tak nie myśli- ruchem głowy wskazała na planszę, na której małe figurki symbolizowały ustawienie łuczników.
Leod roześmiał się, po czym skrzywił się, gdy Elros prawie złamał mu nogę w kostce. Podążył za jego wzrokiem i zobaczył Lissuin stojącą w drzwiach. Opierała się bokiem o ścianę i wpatrywała się w niego spod wysoko uniesionych brwi.
- Dobranoc państwu- ukłonił się i wyszedł, rejestrując po drodze, że Elros bezgłośnie pożyczył mu powodzenia.
   - Kim ona jest?- Zapytała Lissuin, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi.
- Kto? Riana? To strateg Rohanu. Nie musisz być zazdrosna- wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym pomyślał, że to może być jeden z ostatnich takich momentów w ich życiu. Idę na wojnę, nie wiadomo, czy wrócę. Nagle, nie zwracając uwagi, że stoją na głównym korytarzu w pałacu, pocałował ją.
- Nie jestem zazdrosna- szepnęła, gdy się od niej odsunął, po czym skręcili w korytarz prowadzący do prywatnych komnat rodziny królewskiej.
  Elros udał się do komnat matki. Siedziała przy oknie, czesząc długie włosy. W pokoju było ciemno, a w księżycowym świetle sylwetka Aeriny nabrała młodzieńczego wyglądu.
   Elros, mimo że po naradzie rozstali się w pogodnym nastroju, był zaniepokojony.
- Do czego doszliście?- zapytała odwracając się od okna.
Zaczerpnął powietrza, jakby się wahał, czy powiedzieć jej to, co nieuchronne, po czym odpowiedział:
- Jutro pełna mobilizacja na Polach Pelennoru. Jak tylko wrócą zwiadowcy, ruszamy na północ. 
_________________________________________________
Wolę nawet nie sprawdzać, kiedy wstawiłam poprzedni rozdział. Jestem okropna,wyświetlenia spadają (jest to wyłącznie moja wina). Jeśli ktoś to jeszcze jest, to mam nadzieję, że zadowoli się tym rozdziałem po długiej nieobecności ;)

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział X



  Idril i Nimloth szybko zbliżały się do górującego nad okolicą Dol Guldur. Na szczycie bielały kamienie stanowiące resztki dawnej fortecy, a wiatr wył wśród nich. Nawet tu, w okolicach dawnej siedziby Saurona przyroda budziła się do życia. Gdy dotarły do miejsca, gdzie dawniej był most, musiały zostawić konie.
  Powoli zaczęły zsuwać się z urwiska, co chwila wprawiając w ruch małe lawiny kamieni. Po dwóch godzinach mozolnej wędrówki były na szczycie, Było tam kilka ziejących pustką dołów, w których gdzieniegdzie można było zauważyć bielejące kości. Między kamieniami walały się resztki prymitywnych orkowych naczyń i zardzewiałe fragmenty uzbrojenia. Na szczycie nic nie rosło. Próżno było wypatrywać choćby marnego źdźbła trawy.
  Mimo, że okolica odżyła, to samo Dol Guldur wciąż nosiło znamię śmierci i czarnej magii, które były tu niemal namacalne.
   Przez chwilę rozglądały się dookoła szukając jakiegokolwiek znaku, że ktoś był tu niedawno. Wyglądało jednak na to, że nikogo nie było tu od wielu, wielu lat.
- Nic tu po nas- zawyrokowała Nimloth poprawiając zapięcie płaszcza.- Chodźmy już. To miejsce przyprawia mnie o dreszcze.
- Poczekaj! Patrz- Idril złapała kuzynkę za ramię i wskazała na smugę dymu niedaleko wzgórza.
- Ciekawe, kto to?
- Zawsze możemy sprawdzić.
- A jeśli nas widzieli?
 - Tym lepiej, jeśli zejdziemy z widoku.
 Gdy dotarły do koni, dym rozproszył się niemal całkowicie, nadal jednak wiedziały, w którą stronę powinny jechać.
 Zostawiły konie kilkaset metrów przed miejscem, gdzie spodziewały się zastać ognisko. Gdy przykucnęły w zaroślach ich oczom ukazał się dziwny widok: przy ognisku siedziała wychudzona kobieta. Była brudna, na czarnych warkoczach zaschło błoto i coś, co wyglądało na krew. Miała na sobie podarte ubranie. Po chwili poruszyła się i dziewczyny mogły zobaczyć, że jej prawa noga kończy się tuż za kolanem. Noga była owinięta brudnym bandażem. Obok kobiety leżał nóż, który po chwili uniosła, celując w serce.
- Stój!
 Nimloth wybiegła zza drzew i złapała kobietę za rękę, której trzymała nóż.
- Zostaw mnie w spokoju, daj mi umrzeć!
 - Co ty robisz? – krzyknęła Idril.- To nie nasza sprawa. Daj jej postąpić, jak uważa. I tak jest umierająca. Nie pomożemy jej - dodała już ciszej.
- Ona coś wie…- szepnęła Nimloth wpatrując się w ranną kobietę. Odrzuciła nóż i usiadła obok.- Kto ci to zrobił?
- Nimloth…
- Oni.
- Czyli kto?
- Ludzie z Gondoru i z naszych osad. Kazali nam iść do kopalni… Całe dnie pod ziemią… Uciekliśmy… Ale Tom był ranny i.. zmarł po drodze. To było zakażenie. Ja też miałam i odciął mi nogę.
- Jak się tu dostałaś?
- Konno, ale mój koń padł jakąś milę wcześniej- nagle jej ciałem strząsnęły dreszcze i złapała Nimloth za rękę.
- Pochowasz mnie?
- Ja…
- Proszę, zrób to- z trudem łapała oddech.- On już nadchodzi. Stoi tam, czeka na mnie.
- Nikogo tam nie ma – powiedziała Idril patrząc między drzewa.
  Nimloth spojrzała w tym samym kierunku i zobaczyła młodzieńca ubranego w jasne szaty i wpatrującego się w kobietę. Po chwili podszedł do ogniska i wykonał lekki ukłon w stronę Nimloth. Następnie zbliżył się do kobiety.
- Ana, już czas.
   Podał jej rękę. Wtedy Nimloth zobaczyła, jak ku młodzieńcowi unoszą się dwie prawe ręce. Po chwili jedna z nich opadła bezwładnie na ziemię. Przed elfką stałą para duchów. Bardzo szczęśliwych duchów.
- Szukajcie w jaskiniach na północy. Jest tam ten, którego szukacie. Bądźcie ostrożni: wy i wasi towarzysze. Jest ich wielu, są bardzo niebezpieczni. Większość z nich to zawodowi mordercy.
- Dziękuję. Odejdźcie w pokoju- Nimloth ukłoniła się duchom, które po chwili odeszły.
- Czy wy obie zwariowałyście? Nikogo tam nie ma!
- Cicho, Ana już nie żyje. Przyszedł po nią. I powiedział, gdzie szukać wujka.
- Kto? –Idril czuła się jak w innym świecie. No bo kto normalny rozmawia z duchami?
- Tom. Chodź, pochowajmy ją.
Ziemia była rozmokła, więc szybko uporały się z wykopaniem grobu. Ułożyły na nim kamienie jako zabezpieczenie przed zwierzętami. Na jednym z kamieni Nimloth napisała w językach elfów i ludzi Tu leży Ana.
-Czy to nie za mało? – zastanawiała się Idril.
- Nie wiemy nic więcej.
Postały jeszcze chwilę nad grobem, po czym udały się na Północ. Z każdym kilometrem w sercach dziewcząt rosła nadzieja na odnalezienie Eldariona. Jeśli go znajdą, pozostanie już tylko wygrać wojnę. Mam nadzieję, że to „tylko” nas nie przerośnie… Pomyślała Nimloth, gdy samotny grób na polanie znikł za zakrętem.
*  *  *
  Wici rozesłano jeszcze tego samego dnia, w którym Elros wydał rozkaz i po dwóch tygodniach z Haradu i Rohanu przybyli do Minas Tirith sami królowie.
   Elendur, prawie siedemdziesięcioletni, siwowłosy wojownik, jechał na czele części swojej armii. Rekrutowanie pozostałych żołnierzy pozostawił swoim synom.
 Na czele wojsk Rohanu przybył świeżo koronowany, trzydziestoośmioletni  Faramir, pierwszy syn Simbelmyne i Elfwine’a.
  Królowie przywieźli ze sobą strategów, by jak najlepiej zaplanować każde posunięcie połączonych armii.
  Elros od rana niespokojnie przechadzał się po sali tronowej, a Aerina śledziła jego ruchy z podwyższenia.
- Co cię tak niepokoi?
- Oprócz wojny? Nic, tylko kilka drobnych szczegółów, jak zakwaterowanie i wyżywienie wojsk.
- Przecież dobrze wiem, że załatwiłeś to kilka dni temu. O co chodzi?
- Mam… przeczucia.
- Złe?
- Nie, i to jest właśnie dziwne. Zastanawiam się, czy nie zaczynam wariować.
- Twój ojciec zadawał sobie to pytanie przynajmniej raz na tydzień. I zapewniam cię, że nie wariował –roześmiała się, ale po chwili spoważniała- To wielka odpowiedzialność, ale ty sobie poradzisz.
- Mamo, Aldarion znajdzie ojca.
- Ale ojciec nie będzie żył wiecznie! Nie jesteśmy naszymi przodkami, nie żyjemy po kilkaset lat.
  Elros nie odpowiedział, bo do sali wbiegł strażnik.
- Przybyli, Wasze Wysokości.
  Po chwili sala zaczęła się wypełniać. Pierwszy wszedł Elendur i skłonił głowę w stronę siostry. Na mniej oficjalne powitania, przyjdzie czas później. Jego świta ustawiła się obok kolumn.
  Następnie pojawił się Faramir. Był wysokim, jasnowłosym i ciemnookim mężczyzną. Prawie nie dało się dostrzec podobieństwa między nim, a Simbelmyne. Był typowym Rohirrimem.
  Kolejna uczestniczka narady należała, podobnie jak Elendur, do starszego pokolenia. Była to Lalaith. Siwa jak gołąbek, wsparta na lasce, szła prosto, posyłając zgromadzonym delikatny uśmiech.
  Na samym końcu, po kilku innych dostojnikach, pojawiły się siostry: Lissuin i Nimrodel. Włosy Lissuin pojaśniały z wiekiem i już nie były tak rude, jak kiedyś. Za to Nimrodel prawie się nie zmieniła. Od kilku lat była mężatką, ale jej mąż ciężko zachorował i chociaż czuł się już lepiej, nie mógł podróżować.
  Lissuin dziesięć lat emu zaskoczyła wszystkich, gdy po długim panieństwie wyszła za kapitana Leoda. Dla środowiska dworskiego było to posunięciem nie do pomyślenia. No bo kto to widział, żeby królewska córka wychodziła za zwykłego kapitana. Eldarion zaskoczył całe towarzystwo, od razu wyrażając zgodę na ślub.
  Wstępne obrady rozpoczęły się jeszcze tego samego dnia. Obmyślanie strategii pozostawiono na następny dzień, kiedy wszyscy wypoczną po podróży. Wieczorem wszyscy zebrali się w prywatnych komnatach Aeriny. Lalaith, najstarsza rodu, siedziała w fotelu i przyglądała się rodzinie. Ojciec byłby taki dumny…
   Aerina i Elendur stali pod oknem i rozmawiali spoglądając na światła Minas Tirith. Aerina nawet nie powstrzymywała łez przy bracie. Po chwili przytulił ją do siebie i pogładził po włosach, jak wtedy, gdy po długiej rozłące spotkali się w Minas Tirith.
   Następnie przeniosła wzrok na Elrosa i jego siostry. Usiłował je rozśmieszyć i momentami nawet się mu udawało. Po chwili dołączył do niego kuzyn i zaczął go w tych wysiłkach wspomagać. Cała czwórka wybuchnęła śmiechem, gdy król Rohanu potknął się o dywan, ale Nimrodel niemal od razu posmutniała i wszyscy na powrót się zasępili.
 - Wystarczy! To nie jest stypa! A przynajmniej jeszcze nią nie jest. Zachowujecie się, jakby już nie żył. Ale ja czuję, ze żyje. Wiem, że wy też to czujecie. Tylko boicie się, że nadzieja okaże się złudną!- Lissuin popatrzyła na każdego po kolei. Ludzie widzieli w każdym z nich przywódców: królów, księżniczki. A to była ta ich strona, których nigdy nie powinni zobaczyć. I nie zobaczą.- Jesteśmy dziećmi Eldarów. Niech to wam wystarczy za odpowiedź na wasze zachowanie. Dobranoc.
  Po czym wstała i wyszła z komnaty. Wszyscy przez chwilę patrzyli po sobie, a po minucie Nimrodel wybiegła na korytarz.
- Ciociu, zaczekaj! Przepraszamy…
- Nie ma za co przepraszać, dziecko. Źle znoszę ten nastrój, jak każdy z was, ale musi być ktoś kto potrząśnie resztą…
- Po prostu się martwimy.
- Wiem, kochanie. Ale twój ojciec nie jest głupi. Nie dał się zabić- Lissuin położyła dłonie na ramionach kobiety i lekko potrząsnęła- Żyje.


__________________________________
No, chwilę mi zeszło, ale jest ;)

piątek, 28 sierpnia 2015

Libster Blog Award

Dostałam nominację do LBA. Nominowała mnie Minvy autorka bloga http://ucieczka-do-swiata-idealnego.blogspot.com/2015/08/lba.html#comment-form . Za co serdecznie jej dziękuję ;)
Otrzymałam następujące pytania:
1. Ulubione jedzenie?
Nie mam ulubionego.
2. Ulubiona postać z filmu?
Trudne pytanie. To się zmienia w zależności od tego, na co aktualnie mam fazę. Dziś jest to Obi - Wan Kenobi, jutro Aragorn lub Galadriela.
3. Ulubiona książka?
Ciężko wybrać, ale pewnie Władca Pierścieni
4. Czy masz komputer/laptopa?
Tak, mam komputer.5. Ulubiona gra?
Niezbyt lubię grać w gry, ale kilka lat temu kochałam "Stajnię marzeń"
6. Kim byś chciała być gdybyś nie była człowiekiem?
Orłem, albo jastrzębiem.
7. Jak widzisz swoją najbliższą przyszłość?
Czarno ją widzę. Przede mną II LO :D
8. Czy żałujesz czegoś co zrobiłaś?
Są takie rzeczy, ale zachowam je dla siebie
9. Z kim chciała byś spędzić kolacje?
Z kimś, kogo bardzo lubię.
10. Co zrobiłaś w swoim życiu bardzo dziwnego?
Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć... Podczas, gdy dla innych coś co robię może być dziwne, dla mnie będzie najnormalniejszą rzeczą na świecie.
11. Czy często kłamiesz?
Nie, staram się tego nie robić. Kłamstwo i tak wyjdzie na jaw.

Moje pytania:
1.Ulubiony film? 
2. Ulubione słodycze?
3. Ulubiona książka?
4. Ulubiona piosenka?
5. Ulubiony zespół?
6. Kim chciałbyś/ chciałabyś być w przyszłości?
7. Masz zwierzątko?
8. Od kiedy piszesz?
9. Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się płakać na filmie lub przy książce?
10. Skąd czerpiesz inspiracje?

Teraz moje nominacje: 
1. Wszyscy jesteśmy elfami. autorstwa Legolas
Iiii to by było na tyle :D

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział IX



   Czas upływał powoli, odmierzany przez wodę kapiącą ze ścian groty. Minuty zamieniały się w godziny, godziny w dni, dni w tygodnie. Ile już tu siedział? Stracił rachubę po pewnym czasie. Na początku był zbyt zmęczony, by liczyć, a potem szybko się zgubił
   Z początku miał nadzieję, ze może nie wszystkich jego ludzi wymordowano tamtej nocy, jednak szybko pozbył się  tych złudzeń widząc broń towarzyszy u swoich porywaczy.
  Osoby, które go porwały miały blade twarze, głęboko osadzone, niemal czarne oczy i ciemne włosy. Byli to ludzie potężnie zbudowani, o szerokich ramionach i muskularnych rękach i nogach. Ubierali się w zwierzęce skóry, a walczyli z pomocą toporów i ciężkich bojowych młotów. Mimo krępej budowy poruszali się nadzwyczaj szybko, o czym przekonał się, gdy chciał uciec. Byli też silni i bynajmniej nie obchodzili się delikatnie z więźniami. Niewielu z nich znało wspólną mowę, a jeśli już to mówili z tak silnym akcentem, że ciężko było ich zrozumieć.
   Nie tak wyobrażałem sobie swój koniec, pomyślał Eldarion, usiłując poluzować więzy. Ręce miał obtarte od sznura, którym był związany, a poruszając dłońmi tylko otwierał na nowo stare rany. Kości bolały go od wilgoci i długiego przebywania w jednej pozycji.
   Niechętnie przyzwyczajał się do faktu, że nie jest swoim ojcem, który w wieku sześćdziesięciu dwóch lat był w sile wieku. Jestem starym człowiekiem… Ciężko się z tym pogodzić, ale tak jest. Potem pomyślał o dwóch starszych siostrach.
    Lalaith miała siedemdziesiąt dwa lata, pomarszczoną twarz i śnieżnobiałe włosy. Mimo to była piękna. Zachowała szlachetne rysy, i choć trochę się zniekształciły, to dalej sprawiały, że starsi mogli sobie przypomnieć, jak wyglądała kilkadziesiąt lat temu. 
  Simbelmyne na starość zaokrągliła się jeszcze bardziej, ale nie można było nazwać jej grubą. Miała sześćdziesiąt siedem lat, ale jej kręcone, czarne włosy niemal  nie były naznaczone siwizną.
  Myśl o rodzeństwie podnosiła króla na duchu.  Podczas długich godzin w zamknięciu zdążył przeanalizować, jak wszyscy się zmienili w ciągu lat. Często też zastanawiał się, czy jeszcze ich zobaczy.
  Miał nadzieję, że Elros nie będzie przeciągał w nieskończoność objęcia tronu. To byłoby nierozsądne. Potem przed oczami stanął mu obraz Aeriny. Wyglądała jak w dniu ich ślubu. Byli wtedy tacy szczęśliwi. Myśleli, że ich problemy skończyły się z chwilą jego powrotu do zdrowia. I skończyły się, Jedynym przykrym wydarzeniem było otrucie Idril. Ale i z tego wyszli obronną ręką. A gdy urodził się Aldarion nic nie mogło już przyćmić ich szczęścia. A potem dałem się złapać i wszystko zepsułem. Poczuł, ze powieki robią się ciężkie i zapadł w sen.
  Śniło mu się, że widzi stojącą na wzgórzu postać. Ciemne włosy opadały na śnieżnobiałą szatę. Kobieta zeszła z wzgórza i nachyliła się nad nim. Eldarion rozpoznał Arwenę.
- Przyszłaś zabrać mnie do innego świata?
Arwena uśmiechnęła się delikatnie i położyła mu dłoń na policzku.
- Jeszcze nie nadszedł twój czas.
- Co w takim razie oznacza nasze spotkanie?
- Bądź silny, mój synu. Wytrzymaj jeszcze przez jakiś czas. Śródziemie wciąż cię potrzebuje. A gdy wszystko się dopełni przyjdziemy po ciebie. Ja i ojciec.
Arwena nachyliła się jeszcze bardziej i pocałowała go w czoło.
- Śpij. Nabierz sił, bo pomoc jest w drodze.
*  *  *
   - Jak myślicie, gdzie mogli go zabrać?
Razem z kilkoma elfami opracowywali plan poszukiwań króla.
- Na północy jest pasmo wzgórz, w których jest mnóstwo grot- powiedział Gelmir.- Rabusie uwielbiają to miejsce, ale w zimie jest tam niewiarygodnie zimno.
- Mogli się też udać do Dol Guldur- wtrąciła Isilme.
- Stara forteca jest zrównana z ziemią- zauważył Aldarion.
- Ale lochy w głębi wzgórza pozostały- odparła elfka.
- Które z tych miejsc jest bliżej?- odezwała się Nimloth.
- Dol Guldur. Ale mało prawdopodobne, by tam zabrano króla. Są przesądni. Uważają, że w ruinach fortecy straszy.
- To prawda?
- Myślę, że nie. Wyczulibyśmy, gdyby ktoś znowu tam się pojawił.
- Pomimo to, powinniśmy mieć pewność. Może pojedziemy z Nimloth i się rozejrzymy?- zaproponowała Idril.
-Nie! - Aldarion nie chciał o tym słyszeć.- Ja pojadę.
- Moglibyście wtedy wyruszyć przeciwnym kierunku. My sprawdziłybyśmy Dol Guldur i dołączyłybyśmy do was po drodze- Nimloth spodobał się ten pomysł.
- Mają rację- powiedział Gelmir.- Damy wam konie i prowiant. I mapę- dodał po namyśle.- Bo podejrzewam, że nie wiesz, gdzie jest Dol Guldur, Nimloth?
- Widziałam je raz z daleka. Ale teraz bym tam nie trafiła.
- Nie mówiąc już o mnie- roześmiała się Idril.
Aldarion  nie był przekonany co do słuszności tego pomysłu, ale został przegłosowany.
- Nie jesteśmy już dziećmi Aldarionie. Chyba nie muszę ci przypominać, że to ja jestem starsza- powiedziała Idril, kiedy wieczorem pakowały się razem z Nimloth. – Dzień, dwa i będziemy z powrotem.
*  *  *
     Elatan przechadzał się nerwowo po korytarzu przed salą tronową, obracając w rękach list. Czekał już od godziny, aż w końcu pilnujący drzwi strażnik wpuścił go do środka.
     Posągi królów, oświetlane umieszczonymi na ścianach lampami rzucały na podłogi podłużne cienie. Na końcu Sali, na podwyższeniu, siedział Elros. W ciemności, wśród rozedrganych lamp jego rysy wyglądały jak wykute z kamienia, czyniąc go podobnym do posągów.
- Wasza wysokość- ukłonił się. –Jestem Elatan, syn Hadora. Książę Aldarion wysłał mnie do waszej wysokości z wieściami.
  Twarz Elrosa w momencie przestała przypominać maskę, gdy zszedł ze schodów i stanął przed Elatanem.
-  A więc słucham.
- Prosił, by przekazać ci ten list, panie.
  Elros prawie wyrwał list z rąk chłopaka. Aldarion pisał w nim o tym, co Elros już wiedział z opowieści Almiel. Ostatnie linijki znacznie podniosły go na duchu:
Elfy są niesamowite, Elrosie! Tak, wiem. To samo mówiłem, kiedy opowiadałeś mi to dziesięć lat temu, ale te opowieści nawet w połowie nie oddają tego, jakie są naprawdę. Pomogą nam szukać ojca. Znajdziemy go. Czuję, że jesteśmy już blisko.
Aldarion
P.S Tak tak, wiem o sprawach takiej wagi powinienem pisać na początku. Niech wojska będą gotowe. Obawiam się, że nawet jak znajdziemy ojca, bez wojny się nie obejdzie.
A.
  - Dziękuję, Elatanie. Wykazałeś się odwagą przebywając samotnie taką odległość. Jednakże jedno nie daje mi spokoju: co robiłeś wśród elfów?
Chłopak nie spodziewał się tego pytania. Zmieszał się i spuścił wzrok.
- Ukrywam się w puszczy od dwóch lat. Musiałem uciekać, po śmierci mojego ojca i wuja. Zabili ich ci sami ludzie, którzy uprowadzili króla.
- A reszta rodziny?
- Matka i brat zostali  naszym rodzinnym mieście. Ale wrócę do nich kiedy to wszystko się skończy.
- Tak będzie najlepiej- zgodził się Elros.- Wróć tu jutro, dam ci list dla Aldariona.
- Oczywiście, wasza wysokość.
  Elatan skłonił się i wszedł. Później udał się do gospody Było już niemal całkiem ciemno, a ulice powoli pustoszały. Kroki odbijały się echem od białych ścian. W pewnym momencie chłopak przystanął, Zdawało się mu, ze ktoś za nim idzie.
  Po chwili był już pewny, że ktoś go śledzi. Gdy się odwrócił, zobaczył, że ktoś chowa się za rosnącym przy ulicy drzewem. Położył dłoń na rękojeści miecza i ruszył dalej. Gdy dotarł do bramy prowadzącej na niższy poziom, schował się za jej załomem. Po chwili z cienia niepewnie wyłoniła się dziecięca sylwetka.  Był to drobny, wysoki chłopczyk o sterczących dookoła główki ciemnych włosach. Rozejrzał się wokół siebie, zrobił kilka kroków w każdą stronę.
- Elatan?
   Brand jeszcze raz rozejrzał się, po czym zawrócił. Elatan wyszedł z ukrycia i pobiegł za nim. Gdy dogonił brata, zatkał mu usta dłonią i wraz z nim schował się do ciemnego kąta. Obrócił chłopczyka twarzą do siebie.
- Po pierwsze: nie krzycz- odsłonił usta przerażonemu Brandowi. Chłopiec patrzył na niego z przerażeniem. Po chwili jednak zarzucił Elatanowi rączki na szyję.
- Nella i Lila mówiły, że nie żyjesz. Ale ja im nie wierzyłem. One strasznie plotkują. I pomagałem mamie, wiesz? I czekałem na tatusia, ale nie wrócił. I uciekliśmy. I mama spaliła dom. I..I..- musiał przerwać, żeby nabrać powietrza. To była jedyna szansa Elatana na przerwanie chaotycznego monologu brata.
- Jak to mama spaliła dom?
- No.. Wzięła tą dużą lampę i rozbiła ją. A wcześniej wylała całą oliwę.
- Co tu robisz? Mama jest z tobą?
- Zatrzymaliśmy się w gospodzie kawałek dalej.
- Wie, że wyszedłeś?
- No co ty! Poczekałem, aż zasnęła i wyszedłem przez okno. Tak jak ty kiedyś. Chodź, pójdziemy do niej!
 Chłopczyk pociągnął go za rękę w dół ulicy. Okazało się, że Almiel z synem zatrzymali się w tej samej gospodzie, co Elatan. Na ich widok właściciel wybiegł zza kontuaru.
- Znalazł go pan! Pani Almiel umierała z niepokoju.
- Już wszystko dobrze- uspokoił karczmarza Elatan, po czym schylił się i spojrzał bratu w oczy.- Idź do pokoju. Nie mów mamie, że mnie spotkałeś
- Ale..
- Jutro się z wami spotkam, spokojnie.
Chłopczyk jeszcze raz przytulił się do brata, po czym pobiegł na górę. Elatan również udał się do swojego pokoju.
   Obudził się wczesnym rankiem po świetnie przespanej nocy. Ledwo zdążył się ubrać, a usłyszał energiczne pukanie. Gdy otworzył drzwi, zobaczył uśmiechniętego od ucha do ucha Branda.
- Dostało mi się- poinformował na wstępie.- O mało się nie wygadałem, że to ty mnie odprowadziłeś. Mama koniecznie chce podziękować temu, kto mnie znalazł. Ale będzie miała minę!
  Zeszli do sali jadalnej, która mimo wczesnej pory była pełna. Drzwi były otwarte na oścież, dzięki czemu było widać fragment skąpanego w słońcu miasta. Brand zaczął lawirować między stołami w stronę otwartego okna. Pod oknem stał stół, przy którym siedziała zapatrzona na miasto kobieta, Miała na sobie jasną suknię, a czarne włosy zaplotła w warkocze, które później upięła na głowie.
- Mamo, mamo, patrz, kogo znalazłem!
   Almiel odwróciła się z uśmiechem od okna. Kiedy jednak ujrzała stojącego za plecami synka młodzieńca, uśmiech zamarł jej na twarzy. Przed nią stała idealna kopia jej męża. Ciemne włosy i oczy, dumnie wyprostowana sylwetka.
- Elatan…
Zerwała się z miejsca, ale zachwiała się i gdyby nie Elatan, upadłaby. Posadził ją z powrotem i podał wodę. Kobieta zignorowała kubek i dotknęła jego twarzy.
- Syneczku…
Elatan przytulił ją mocno do siebie i pocałował we włosy.
- Już dobrze, mamo. Teraz już wszystko będzie dobrze.


___________________________________

Średnio się mi ten rozdział podoba, ale co tam. Każdy ma czasem gorszy dzień (lub, jak w moim przypadku, miesiąc) na pisanie. Tak, czy siak mam nadzieję, że mnie za ten rozdział nie zabijecie ;)
 Pozdrawiam Was baardzo gorąco :*