poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział I



   - Skąd jesteś?- spytał krasnolud.  Myśl, Nimloth, myśl!
- Z Zachodu.
- Aha. A tak dokładniej?- przewodnik nie dawał za wygraną. Zamyśliła się. Nie chodziło o wymyślenie jakiegoś miasteczka, co o ciągniecie rozmowy we Wspólnej mowie, którą słabo znała.
- Z okolic Shire.
- A jak ci na imię?
- Nimloth.
   Na całe szczęście w tym momencie przyłączyło się do nic kilku krasnoludów i jej przewodnik przestał zadawać pytania. Czasem oczywiście musiała się odezwać, ale nie wymagało to od niej szczegółowych wiadomości na temat języka. W ten sposób przedostała się przez Morię.
   Nimloth zapłaciła za przewodnictwo i ruszyła przed siebie. Świadomość, że Góry zostały już za nią sprawiała, że poczuła się lepiej. Po kilku dniach spędzonych w Morii świat wydawał się dziwnie jaskrawy. Śnieg bielił się na stokach gór i skrzył się tak, że od patrzenia bolały oczy. Na horyzoncie rozciągał się las, o tej porze roku sprawiający niegościnne wrażenie. Gdzieś za nim musiała być Anduina. Nimloth nie wymyśliła jak na razie, jak się przez nią przedostać, ale postanowiła najpierw skupić się na przejściu przez las.
   Związała rozpuszczone na czas przejścia przez Morię włosy na czubku głowy. Tu, na pustkowiu nikt raczej nie będzie przyglądał się jej uszom. Uwagę co prawda mógł zwrócić misternie wykonany łuk i cały jej ubiór. Po za tym była wysoka. Urodę miała dość zwyczajną. Lubiła myśleć, że prawie ludzką. Kiedy była mała, każdy nazywał ją Arweną ze względu na podobieństwo do córki Elronda. Gdy urosła, zaczęła przypominać ojca.  Charakter otrzymała w całości po matce.
   Ruszyła przed siebie, chcąc spędzić noc na drzewie. Po tej stronie Gór było cieplej, nadchodziła wiosna. Gdy minęło południe odległy wcześniej las stał się wyraźniejszy, a wieczorem otoczyły ją pierwsze drzewa. Z niewiadomych powodów czuła, jakby wracała do domu. Każde drzewo zdawało się ją witać. Późnym wieczorem natknęła się na strumień. Szemrał wśród korzeni tworząc niesamowitą muzykę. Elfy wyczuwały takie rzeczy. Wspięła się na drzewo. Były tam resztki jakiejś budowli, pewnie platformy. Znalazła wygodną gałąź i ułożyła się do snu.
   Kiedy ponownie ruszyła w drogę, cały las skąpany był we mgle, która rozproszyła się dopiero koło południa. Oczom elfki ukazało się porośnięte wysokimi drzewami wzgórze. Było to Cerin Amroth, o którym wspominała jej matka. Nieco na uboczu, pod drzewami był kopiec. Ledwo widoczny i porośnięty trawą, ale był. Nie poświęciła mu zbyt wiele uwagi. Gdyby wychowała się w Śródziemiu, domyśliłaby się, że to grób. Ale tam skąd pochodziła, śmierć nie istniała, była dla niej czymś odległym, chociaż wiedziała, że ludzie, krasnoludy i hobbici są jej podlegli.
   Zeszła ze wzgórza i trafiła do małej dolinki. Na jej środku stał postument podtrzymujący srebrną misę. Biały kamień oplatał bluszcz, teraz zeschnięty i dopiero nieśmiało wypuszczający wiosenne pędy. W pobliżu szemrał strumień. W otaczających go zaroślach znalazła dzban, nieco zaśniedziały, ale nadający się do użytku. Gdzieś wśród dalekich wspomnień odnalazła rozmowę z ojcem, który opowiadał jej o Lórien, swojej dawnej ojczyźnie. To musi być Zwierciadło Galadrieli. Wiedziona ciekawością, nabrała wody i wlała ją do misy.
   Na początku nic się nie działo i widziała tylko własne odbicie. Nagle jednak jej twarz zaczęła się zmieniać. Zobaczyła duże, niebieskie oczy, wąską linię ust i jasne włosy. Drzewa nad nieznajomą były zielone, ich korony poruszały się na wietrze. Po niebie kołował orzeł. Po chwili Nimloth zdała sobie sprawę, że patrzy na matkę. Nagle obraz się zmienił, pokazał białe miasto i dwoje młodych ludzi. Szli ulicą śmiejąc się. Mężczyzna miał jasne włosy i był dużo wyższy od swojej towarzyszki. Byli do siebie podobni i dziewczyna szybko domyśliła się, że patrzy na swojego wuja, Eldariona. Następnie pojawiła się inna scena. Nimrodel była tam ubrana w zbroję i stała naprzeciwko jakiejś dziwnej, rozmazanej postaci, która zniknęła po spotkaniu z jej mieczem. Nimrodel była tam prawie taka sama, jak trzy miesiące temu. Tylko w oczach było widać mniej doświadczenia. Na koniec zobaczyła scenę sprzed wielu, wielu lat. Był tam Elrond, Galadriela, Celeborn oraz dwie osoby, których nigdy nie widziała. Wysoki mężczyzna ze skrzydlatą koroną na głowie całował ciemnowłosą kobietę wśród wesołego tłumu. Za nimi było białe drzewo obsypane kwieciem. Aragorn i Arwena. Człowiek i elf. Historia, którą słyszała wiele razy, a dalej była odległa, nieprawdopodobna. Kiedy już myślała, że nic więcej nie zobaczy, ujrzała grób. Zielony kopiec na szczycie wzgórza. Dokładnie taki, jak ten, który minęła chwilę wcześniej.
   Zorientowała się, że znowu widzi własną twarz. Wizja się skończyła, a Nimloth, wciąż jeszcze wystraszona, uciekła z dolinki. Biegła   cały dzień, po czym zorientowała się, że patrzy na rzekę. Szeroką, głęboką i zimną. Słońce już zachodziło, znad wody unosiła się mgła. W głowie elfki zrodziła się szaleńcza myśl:  Muszę przepłynąć rzekę.
   Na brzegu leżało wiele pni. Pustych w środku i wysuszonych, więc lekkich. Rzuciła jeden  z nich na wodę i położyła się na szorstkim drewnie. Zaczęła wiosłować. Gdy była na środku rzeki, zdała sobie sprawę, jak głupio postąpiła. Nurt zaczął ją znosić i płynęła teraz w dół rzeki. Nie mogła zawrócić. Rozpaczliwie starała się dopłynąć do brzegu, ale z upływem czasu miała co raz mniej sił. Gdy cudem udało się jej dobić do brzegu, padła wycieńczona na trawę kilka kroków od zalegających na brzegu kamieni i zasnęła.
   W nocy męczyły ją koszmary. Znowu była na Cerin Amroth, koło zielonego grobu. Księżyc świecił jasno, zalewając las srebrnym blaskiem. Znad kopca uniosła się srebrzysta mgła i przybrała postać wysokiej kobiety. Z pomiędzy oparów wyłoniła się piękna twarz, a cała postać wyciągnęła ręce w jej stronę. Im Arwen…
   Nimloth obudziła się z krzykiem i zerwała z mokrej od rosy trawy. Właśnie wschodziło słońce, ozłacając czubki drzew. Roztarła skostniałe ręce i wzdrygnęła się, gdy zdała sobie sprawę, że ubranie lepi się do niej na całej długości. Zjadła kawałek rozmokniętego lembasu i ruszyła w drogę. Przed nią były tylko trawy i drzewa. No to teraz już tylko do Minas Tirith. Pomyślała i ruszyła na Wschód zostawiając za sobą obumarłe Lothlórien.
__________________________________
Proszę, oto rozdział pierwszy. W moich planach miał być dłuższy, ale nie chcę was męczyć opisami. Co za dużo, to niezdrowo ;)
Dla Oli :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz