niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział V




   - Boli?- spytała Idril dotykając opuchniętej szyi Nimloth. Dała kuzynce ubrania i zmusiła, by „doprowadziła się do porządku”.
- Nie jest tak źle.
Szyję elfki zdobiły sińce w kształcie palców Aldariona. Idril nałożyła na nie maść i po chwili opuchlizna się zmniejszyła.
- Przepraszam.
- Ale za co?
- Za Aldariona. Zwykle taki nie jest. Kiedyś był inny. Zajmował się sprawami państwa, pomagał ojcu. Nie był tak gwałtowny… I nigdy nie zaatakowałby kobiety. To przez te nerwy. Niszczą nas wszystkich.
*  *   *
   Aldarion szedł ulicami już od godziny i nigdzie nie mógł znaleźć Othara
   Znali się od zawsze. Zawsze bawili się razem, potem, gdy Aldarion wyjeżdżał w interesach, Othar  mu towarzyszył. Tak było i tym razem. Mimo, że przyjaciel dopiero wrócił z dalekiej podróży, którą odbył by odwiedzić krewnych ruszył z Aldarionem i Idril po zaledwie kilkugodzinnym odpoczynku. Othar był raczej tajemniczym typem. Nie odzywał się, jeśli nie uznał tego za stosowne. Nigdy też nie zdradził swego pochodzenia. Mimo to Aldarion mu ufał. Gdy tylko Othar dowiedział się ,co zaszło, zapałał strasznym gniewem i podobnie jak Aldarion chciał iść z armią na Mroczną Puszczę.
   Rozmyślając, skręcał w coraz to inne ulice. W końcu znalazł się na obrzeżach miasta. Rozbijali tu obozy ci, którzy nie chcieli się zakwaterować w gospodach, lub też nie mieli na to pieniędzy. Było ich tu wyjątkowo wielu. Z każdej strony słychać było różne dialekty. Kultury ścierały się ze sobą na każdym kroku.
   Obok jednego z namiotów stało kilkoro ludzi. Pośród nich dostrzegł Othara. Rozmawiali, Othar pokazywał im coś na północy, chyba drogę. Po chwili pożegnali się, a Othar, dostrzegłszy przyjaciela, podszedł do niego.
- Co tu robisz, przyjacielu?
- Szukam cię. Miał miejsce pewien wypadek. Musimy wracać.
- Co się stało? Coś z Idril?
- Nie, wszystko z nią w porządku. Nie możemy jednak rozmawiać tu, na ulicy. Chodź.
   Niedługo później byli na miejscu.
- Tylko się nie wystrasz- ostrzegł Aldarion, nim zapukał do pokoju siostry.
- Spokojnie, wiem, jak wygląda Idril.
- Nie o Idril tu chodzi.
   Zapukał i weszli. Stanęli jak wryci. Nawet Aldarion, chociaż widział już Nimloth, która pod jego nieobecność jakby się zmieniła. Była ubrana w jedną z sukni Idril, a włosy miała starannie ułożone. Wyglądała świeżo i tajemniczo. Zdawało się, że bije od niej jakiś dziwny blask. Tylko ciemne sińce na szyi świadczyły o tym, co przeszła. Aldarion poczuł ponowne wyrzuty sumienia.
    Obok stała wyraźnie zadowolona z siebie Idril. Po chwili jednak stanęła przed Nimloth, niepewna reakcji Othara.
- Kim ona jest?!
-To Nimloth, elf.
Tak jak przypuszczał Aldaion, Othar rzucił się w jej stronę, ale przyjaciel go powstrzymał.
- Najpierw mnie posłuchaj. Nie popełniaj moich błędów.
Wyjaśnił wszystko Otharowi, który mimo to nieufnie patrzył na elfkę. Następnie idril powiadomiła ich o postanowieniu Nimloth
- Jaką możemy mieć pewność, że dotrzyma słowa i nam pomoże?
- Nie macie żadnej. Ale sami sobie nie poradzicie. Potrzebujecie pomocy od lasu, a beze mnie jej nie otrzymacie.
- O czym ona mówi?- Othar nie mógł się zmusić, by odezwać się bezpośrednio do Nimloth.
- Elfy kochają lasy, to dla nich świętość, podobnie jak światło. Znam wiele tajemnic, które skrywają. Wiem o rzeczach, których wam nawet się nie śniło. Po za tym, jeśli są tam elfy, to chyba lepiej, żebym ja z nimi porozmawiała.
- Mamy pozwolić, żebyś z nami poszła? Żebyś pozabijała nas we śnie?
- Macie mało wyobraźni, panowie. Są ciekawsze sposoby, niż zabicie kogoś we śnie. Mogłabym was powiesić, utopić.
Othar popatrzył zdziwiony na Aldariona. Ten wyjaśnił:
- Ode mnie usłyszała to samo.
- Czyli, chcecie się godzić, by nam towarzyszyła?
- Tak.
-  Ale to szaleństwo! Nie możecie tego zrobić!
- Możemy- powiedziała zdecydowanie Idril.- Nie zapominaj się, mój drogi.
- Wybacz, księżniczko- powiedział jadowicie i skłonił się.- Pozwólcie, że udam się do mich pokoi. Jestem zmęczony i chciałbym wypocząć.
- Idź.
Gdy wyszedł, Aldarion chwilę zbierał się w sobie, a po chwili powiedział ledwo dosłyszalnie, ze spuszczoną głową:
- Wybacz mi.
Nimloth podeszła i dotknęła jego dłoni. Popatrzył na nią. Uśmiechała się lekko.
- Nie mam żalu. Czasem ból sprawia, że nie wiemy, co robimy. Nie myśl o tym, że mogłeś mnie zabić. Nie doszło do tego, więc nie zadręczaj się. Co było, minęło.
- Dziękuję, pani.
- Nimloth wystarczy- znowu się uśmiechnęła.- Kiedy wyruszamy?
 - Jutro. Odwiedzimy jeszcze jedno miasto, mam tam cos do załatwienia. Potem odprawię eskortę i zapuścimy się w las. Elros będzie musiał się z tym pogodzić- powiedział do Idril.
- Zrozumie. Napisz do niego i uprzedź, kto nam towarzyszy. Powiadom, że idziemy tylko we czworo. Niech się nie obawia, że zaatakujemy garstkę Pierworodnych.
- Chyba tak zrobię. Nimloth? Mogę o tobie wspomnieć bratu?
-Oczywiście- Nimloth przypomniała sobie kuzyna, którego widziała tylko raz, wiele lat temu.
*  *  *
  Trzy dni później Elros otrzymał list od brata. Aldarion nie bawił się w uprzejmości, tylko od razu, bez powitania przeszedł do rzeczy:
Wyruszamy jutro załatwić kilka sprawa w sąsiednim mieście. Potem wyruszamy w głąb Puszczy. Pojawiła się nadzieja, że ojciec żyje .Nie jest to co prawda nic pewnego, ale nie zamierzamy z Idril odpuścić.  Nie martw się, odeślę jutro eskortę. Do lasu wejdziemy we czworo: ja, Idril, Othar i Nimloth. Zapewne zastanawiasz się, o kogo chodzi. Nimloth jest elfem, pochodzi z Eressei. Ciotka ją przysłała, gdy dowiedziała się o rzekomej śmierci ojca. Wiem, wiem. Nie dalej jak tydzień temu chciałem wymordować to plemię. Zaszedł jednak pewien wypadek(nieważne jaki) i powiedzmy, że zmieniłem zdanie. Nie odwodź nas od tego pomysłu, bo chwili, gdy czytasz ten list, wchodzimy do Puszczy.
   Jeśli chodzi o sprawę koronacji, to daj nam dwa miesiące. Zostań regentem, jeśli matka nie da już rady sprawować rządów. Masz pełne poparcie, zarówno moje, jak i Idril.
   Zawiadamiam cię też, że pojawiło się na naszych ziemiach wielu cudzoziemców. Może jestem przewrażliwiony, ale proszę Cię, Bracie, trzymaj rękę na pulsie.
   Mam nadzieję, że z mamą już lepiej, pozdrów ją ode mnie i Idril.
  Tu list się kończył. Elros przeczytał go kilka razy, po czym poszedł do Aeriny. Zastał ją w gabinecie Eldariona. Siedziała przy biurku. Pochyloną głowę wsparła na rękach. Gdy wszedł, podniosła zaczerwienione od płaczu oczy.
- Płakałaś- to nawet nie było pytanie.- Ale mam tu coś, co być może poprawi ci nastrój. Aldarion i Idril postanowili szukać ojca na własną rękę.
- Czy oni poszaleli?! Jeszcze tego brakuje, żeby im się coś stało!
- Spokojnie. Towarzyszy im elf.
- Jak to jest w ogóle możliwe? Po tym co ostatnio się działo jakiś elf odważył się zaufać Aldarionowi?
- Gdyby chodziło o elfów ze Śródziemia, pewnie by do tego nie doszło. Ale tu chodzi o Nimloth, która pochodzi z Eressei. Aldarion pisze, że przysłała ją Nimrodel, ale nie za bardzo chce mi się w to wierzyć. Bardziej skłaniam się ku temu, że po prostu z jakichś powodów udała się w samotną podróż, a mój drogi brat dał się podejść własnej kuzynce!
- Czyli uważasz, że Nimloth to córka Nimrodel?
- Jestem prawie pewien.
   Następnie oznajmił jej, że za zgodą Aldariona i Idril obejmie regencję na okres dwóch miesięcy. Tak jak się spodziewał, Aerina odetchnęła z ulgą.
   Elros objął władzę już następnego dnia. Poddani przyjęli to z ulgą, mając nadzieję, że niedługo się koronuje. On sam nie miał najmniejszego zamiaru tego robić.
*   *   *
   Wyruszyli następnego dnia o świcie. Nim jednak udali się w drogę, Aldarion oddał Nimloth broń.
- Ufam ci- rzekł.- Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz.
Miałabym zawieść własną rodzinę?
- Obiecuję.
Othar popatrzył krzywo na przyjaciela. Wydawał się niezbyt zadowolony z faktu, że Aldarion obdarzył elfkę zaufaniem.
   W sąsiednim mieście zatrzymali się na dwa dni. W przeddzień wyjazdu Aldarion odprawił eskortę i zaczęli szykować się drogi. Othar podszedł do czyszczącej broń Nimloth.
- W naszym kraju trzeba osiągnąć odpowiedni wiek, by móc nosić broń.
Nimloth podniosła wzrok znad noża i odparła pogodnie:
- Nie inaczej jest u nas.
- Więc u elfów otrzymuje się broń w wieku kilkunastu lat?
- Nie.
Młodzieniec wyraźnie się zmieszał. Nimloth miała twarz o łagodnych, niemalże dziecięcych rysach. Na czas podróży włosy miała zaplecione w luźny warkocz. Gdy nie widział jej uszu, myślał o niej jak o człowieku. Mimo to czuł się nieswojo w jej towarzystwie.
- Ile masz lat?
- Jesteś bardzo ciekawski- zauważyła.- Zgadnij.
- Szesnaście, najwyżej siedemnaście.
- Źle.
- Dwadzieścia, to moje ostatnie słowo.
- Trzydzieści trzy.
Othar popatrzył na nią zdumiony. Trzydzieści trzy lata! A więc była niewiele młodsza od Lissuin, siostry Aldariona.
- Nie wyglądasz… na tyle.
- Wiem- roześmiała się i schowała nóż do pochwy.
  Wieczór spędziła tylko z Idril. Aldarion załatwiał ostatnie sprawy, a Othar gdzieś poszedł.
Siedziały razem przy kominku i rozmawiały. Idril uczyła Nimloth Wspólnej Mowy, którą elfka szybko opanowywała.
- Masz rodzeństwo?
- Brata.
- Jak ma na imię?
- Orodreth.
- Jak jeden z Noldorów.
Nimloth była pod wrażeniem wiedzy kuzynki. Nie sądziła, że ludzie jeszcze pamiętają o elfach Wysokiego Rodu.
- Kwestia pokrewieństwa- wyjaśniła kuzynka.- Bardzo dalekiego, ale zawsze. Tata był… jest dość drobiazgowy, jeśli chodzi o lekcje historii i genealogię. W przeciwieństwie do Aldariona i Lissuin bardzo lubię zajmować się przeszłością.
- Prowadzisz jakieś własne badania?
- Czasem, jeśli nie mam co robić. Ostatnio natknęłam się na portret babci. Miała tam taki ładny naszyjnik. Ciekawa jestem, co się z nim stało. Chciałam zapytać tatę, ale nie zdążyłam.
   Nimloth dotknęła ukrytego pod ubraniem łańcuszka. Bardzo chciała wyjaśnić kuzynce, którą bardzo polubiła, co się z nim stało, ale wtedy musiałaby wyjaśnić, skąd go ma. Nie chciała jeszcze przyznawać się do kłamstwa.
*  *   *
   Aldarion udał się do władcy miasta celem załatwienia ostatnich spraw. Nie była to przyjemna sprawa, ponieważ miasto zalegało z podatkami od tak dawna, że książę był zmuszony udać się tam osobiście. Służący oznajmił, że jego pan jest chwilowo nieobecny i poprosił o poczekanie w gabinecie. Czekając rozglądał się po pomieszczeniu. Wyzbył się obaw, że miasto ma problem finansowo. Pokój był urządzony bogato, a widoczne z okna ulice porządnie utrzymane.
   Promienie zachodzącego słońca padały na zgromadzone na parapecie papiery. Wziął do ręki jedną z kartek i przekonał się, że jest to przypomnienie o niezapłaconym podatku, które podpisał dwa tygodnie wcześniej. Były tam także wcześniejsze upomnienia. W pewnej chwili naruszony przez Aldariona stos runął na podłogę odkrywając ukrytą pod nimi podłużną, płaską skrzynkę. Zaintrygowany, otworzył ją i wydał okrzyk zdziwienia: w środku znajdował się Anduril. Bez pochwy i ubrudzony krwią. W tej chwili otworzyły się boczne drzwi i do gabinetu wszedł władca miasta. Jego wzrok powędrował do królewskiej broni, a potem na Aldariona.

 
- A więc już wiesz?
- Co tu się dzieje?
Władca zaśmiał się krótko, nieprzyjemnie i jednocześnie pociągnął za dzwon znajdujący się przy drzwiach.
- To, że państwo się wam rozpada, drogi książę.
- Gdzie jest ojciec?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Ostatnim razem, gdy go widziałem, leżał tu, w miejscu gdzie stoisz, nieprzytomny.
Nagle do pokoju wpadło kilku zbrojnych. Prowadzili ze sobą Othara. Chłopak miał podbite oko, co było wynikiem szarpaniny, do której doszło na korytarzu.
- Znaleźliśmy go na korytarzu prowadzącym do twoich komnat, panie. Miał broń.
- Zabierzcie go.
   Aldarion nie zdążył zaprotestować, bo otrzymał silny cios w brzuch. Nogi się pod nim ugięły, miecz ojca wypadł z ręki. Władca dał znak swoim ludziom by wyszli. Nie obawiał się nieuzbrojonego młodzieńca. Przyłożył mu nóż do gardła i uśmiechnął nieprzyjemnie.
- Przyznam, że jak nigdy cieszyłem się z wizytacji przeprowadzonej przez twego ojca. Plan miałem gotowy, odpowiedni ludzie byli na odpowiednich miejscach. Pojmanie króla nie mogło być łatwiejsze. Tamci dobrze zapłacili. Bardzo dobrze, jak na nich.
- O kim mówisz?!
- O zgubie Gondoru i Arnoru. O dzikich ludach północy. Warunki mają tam, zaiste, ciężkie. Surowe zimy, krótkie lata. Już od dawna marzyli o naszych ziemiach, jednak nigdy nie byli dostatecznie silni. Teraz są. Dzięki pomocy części twoich poddanych.
- Nie kłam! Zawsze żyli z nami w zgodzie. Jak zdołaliście ich omamić?
- Wcale nie trzeba było ich mamić. Wystarczyło pociągnąć za kilka sznurków. Powiedzieliśmy, że nasz król jest tyranem i mordercą. Błagaliśmy o pomoc. Nie znają zbyt dobrze naszego języka, więc chwilę to zajęło, przyznaję- dodał skromnie.- Ale głupcy nie mają pojęcia, że biorą udział w obaleniu samych siebie. Gondorczycy z łatwością ich pokonają.
- Po co wam śmierć niewinnych ludzi?!
- Ponieważ, mimo że klimat to oni mają surowy, na ich ziemiach znajduje się mnóstwo surowców. A gdy już pozbędą się większości sił, by pomóc uciskanemu narodowi, zaatakujemy. Król nie pozwolił na najazd- w porządku. Zorganizujemy go wbrew jemu. Pewnie zastanawiasz się, czemu ci to mówię. Czemu zdradzam wszystkie te sekrety- umilkł na chwilę, po czym uniósł nóż.- Bo zabierzesz tę tajemnicę do grobu!
 _____________________________________
Proszę bardzo. Ma wam się podobać! 
Potrzymam Was teraz w napięciu do... Właściwie to nie wiem, jak długo. Wszystko zależeć będzie od czasu ;)

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział IV



Gdy skręcili w jakiś ślepy zaułek nieznajomy puścił w końcu jej ramię. Przyjrzeli się sobie nawzajem. Nimloth rozpoznała w młodzieńcu jednego z podróżujących, których widziała rano.
   - Kim jesteś i jaki masz z tym wszystkim związek, wiedźmo?
Elfka patrzyła na niego zaskoczona, nic nie rozumiejąc. Wyrzucała sobie, że nie zadbała o zapisanie podstawowych zdań. Postanowiła spróbować porozumieć się we własnym języku, albo uciec.
-Pedich Edhellen?
Już szykowała się do ucieczki i obmyślała, jak to zrobić, gdy usłyszała dość niepewnie wypowiedziane:
- Mae.
- Man eneth lîn?
- Im Aldarion.
Chłopak początkowo jąkał się i przekręcał słowa, ale widać było że zna język, bo po chwili mówił już płynnie.
- Im Primrose.
- Tak, jasne. W Morii miałaś na imię Nimloth, przy bramie Maya, a teraz Primrose. Zdecyduj się- zaśmiał się kpiąco. Nimloth zmarszczyła brwi. Wolała, gdy się jąkał, był wtedy mniej niebezpieczny. Przynajmniej tak jej się wydawało.
- Skąd wiesz, kim jestem?
Chłopak znowu się roześmiał.
- Posłańcy, moja droga. Przeszłaś przez Morię ledwo rozumiejąc, co się do ciebie mówi. W jak głębokim lesie się ukrywałaś, że nie poznałaś mowy ludzi? A potem brama. Będę musiał postawić do pionu tutejszą straż.
- Kim jesteś, że wszystko wiesz?
- Wszystko? Nie, wszystkiego nie wiem. Ale wiem, że jesteś elfem.
Zaczął do niej podchodzić, zmuszając, by się cofnęła. W końcu poczuła za plecami ścianę. Aldarion wyjął miecz i przystawił do jej szyi.
- A teraz powiesz mi grzecznie, gdzie twoi pobratymcy przetrzymują mojego ojca.
*   *   *
   - Wasza wysokość, to już najwyższy czas! Król zaginął cztery miesiące temu, raczej mało prawdopodobne, by jeszcze żył.
- Poczekam na powrót mego brata i siostry. Nie koronuję się bez ich wiedzy. Jeszcze nie uzgodniliśmy z Aldarionem, który z nas obejmie władzę.
- Ależ panie, jesteś najstarszy z rodzeństwa! Korona należy się tobie.
- Skoro tak, to równie dobrze mogę przekazać ją bratu!
- Pani, co o tym sądzisz?- doradca błagalnie popatrzył na Aerinę.
- Zgadzam się z Elrosem- królową powoli zaczynała denerwować ta rozmowa. Z jednej strony chciała, by Elros przyjął koronę i zdjął z niej ciężar panowania nad krajem. Chciała w końcu w spokoju powspominać męża, iść na Rath Dinen, chociaż wiedziała, że tam go nie ma. Z drugiej strony wiedziała, że Elros nie chce władzy. To by go zniszczyło.- Powinniśmy poczekać, aż wrócą.
- Ale… Ale tak nie można!
- Jak na razie to JA rządzę tym krajem i to JA decyduję, co można, a co nie!- Aerina straciła resztki cierpliwości.- Wyjdź!
- Ależ wasza wysokość!
- Wyjdź! Natychmiast! To rozkaz!
   Elros usiadł bez sił na schodach prowadzących do tronu. Sytuacje takie jak ta powtarzały się dość często odkąd Eldarion zaginął. Zdania co do losu króla były podzielone. Jedni stwierdzili, że utonął, inni, że udał się w daleką podróż. Największa grupa stwierdziła, że został uprowadzony. Tylko w jakim celu? Ku przerażeniu poddanych wszystko wskazywało na leśne elfy, które w ostatnich latach powróciły do Mrocznej Puszczy. Po śmierci Elessara odeszły na dalekie, nieznane ziemie. Mogły poczekać jeszcze rok, czy dwa. Wtedy nie musielibyśmy szukać pomocy za Morzem. Nikt nie wiedział, co leśny lud zobaczył podczas swoich podróży. Mawiano ,że odnalazły dawno zaginiony szczep, ale nikt nie dawał temu wiary.
   Elrosa martwiły powoli oziębiające się stosunki między tymi dwiema rasami. Martwiło go też, że Aldarion należy do grupy podejrzewającej elfy. Nie przebywał wśród nich. Nigdy nawet nie spotkał Nimrodel. Aldarion urodził się rok po Idril. Co prawda wiedział, kim jest ciotka, ale nie bardzo chciał w to wierzyć. O elfach słyszał tylko stare legendy. Mało był osób, które kiedykolwiek z nimi rozmawiały. Gniew, jaki opanował Aldariona przekroczył najśmielsze oczekiwania Elrosa. Jego młodszy brat był gotowy iść z wojskami na Mroczną Puszczę. Nieważne, że elfów było tam teraz naprawdę niewielu. Elros pozwolił jechać mu do miast graniczących z Puszczą, ale zakazał zapuszczać się w lasy. Szczerze wątpił, czy brat go posłucha, ale lepsza taka nadzieja, niż żadna.
  Aerina położyła mu dłoń na ramieniu, a po chwili usiadła obok. W ciągu ostatnich czterech miesięcy zmarszczki na jej twarzy się pogłębiły, a włosy przetykały pasemka siwizny. Nadal jednak chodziła wyprostowana, a gdy się uśmiechała, niejeden rycerz nie mógł oderwać wzroku od swojej królowej. Tylko, że ostatnio Aerina się nie uśmiechała. Bała się o męża, martwiło ją zachowanie synów. Bo mimo, że nie urodziła Elrosa, stał się dla niej synem. Była przy nim przez większość jego życia.
- Wszystko się ułoży- powiedział obejmując ją ramieniem.- Nie martw się… mamo.
*   *  *
   - Odpowiedz!- ostrze nacięło skórę.- Gdzie jest król?!
- Król nie żyje od czterech miesięcy!
   W oczach młodzieńca na krótką chwilę pojawiło się niedowierzanie połączone z bólem. Ale potem pojawiła się wściekłość. Przestał nad sobą panować. Odrzucił miecz, zacisnął ręce na szyi Nimloth i podniósł ją do góry.
- Zabiję cię! Najpierw ciebie, a potem twoje plemię!
   Pociemniało jej w oczach. Płuca palił ogień. Rozpaczliwie walczyła o powietrze, ale Aldarion miał mocny uścisk. Już drugi raz stanęła oko w oko ze śmiercią, ale tym razem była już pewna, że zginie. Za sobą miała mur, przed sobą wykrzywioną w groźnym grymasie twarz młodzieńca. Łuk wypadł jej z rąk w chwili, gdy zaczęła się cofać.
   - Co ty wyprawiasz?! Postradałeś zmysły?
Głos należał do jakiejś kobiety, ale mówiła we Wspólnej Mowie i Nimloth niewiele zrozumiała. Ważniejsze było to, że puścił ją, widocznie ktoś go odepchnął. Słysząc gniewne głosy, osunęła się wzdłuż muru łapczywie chwytając powietrze. Otworzyła  oczy. Przez chwilę wszystko było zamazane, ale po chwili mogła zobaczyć, kto uratował jej życie. Aldarion coś tłumaczył swojej towarzyszce, co jakiś czas pokazując w jej stronę. Dziewczyna wykrzyczała mu coś w twarz, po czym podała rękę Nimloth i pomogła jej wstać.
- Man mathach?
- Maer.
Nieznajoma miała jasne włosy sięgające nieco za ramiona i brązowe oczy.
- To prawda? Król nie żyje?
-Wydaje mi się, że tak.
- Wydaje ci się?!- wrzasnął chłopak.
- Opanuj się!- to akurat zrozumiała.
- Skąd wiesz o jego śmierci?
Nimloth spojrzała na nich niespokojnie. Aldarion z całą pewnością był synem Eldariona. A tamta dziewczyna pewnie była jego siostrą. Czyli to moi kuzyni. To pewnie Idril
- Od posłańców.
- Jakich posłańców.
- Od orłów.
- Nie kłam! Od dawna już nie widziano orłów obdarzonych ludzką mową!
- Może nie w twoim świecie. W moim są na porządku dziennym.
   Aldarionowi na moment odebrało mowę. Jego siostra otrząsnęła się szybciej.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że…- nie dokończyła, bo w oknie nad nimi dostrzegła ruch.- Jest jakieś inne miejsce, gdzie możemy porozmawiać?
- Nie, mów teraz….
- Tak, chodź z nami- przerwała bratu dziewczyna i poprowadziła elfkę do jednego  domów przy głównej ulicy. Wzbudziły tym chwilowe zainteresowanie, ale po chwili wszyscy wrócili do swoich zajęć.
- Teraz możemy rozmawiać. Co miałaś na myśli mówiąc o swoim świecie?
- To, że nie pochodzę ze Śródziemia. Urodziłam się na Tol Eressei. Tam też się wychowałam. Orły czasem odwiedzają Śródziemie. Stąd wiemy, co się u was dzieje.
- Co w takim razie tu robisz?
- Zmierzałam do Minas Tirith, by oddać hołd zmarłemu królowi. Ale teraz okazuje się, że otrzymaliśmy nieprawdziwe informacje.
- Możliwe, ale obawiam się, że nawet jeśli żył, kiedy wyruszałaś to teraz…
-Nawet tak nie mów Aldarionie!- Przerwała mu Idril ze łzami w oczach.
- Nie rozumiem tylko, kto mógł go uprowadzić…- Nimloth nie mogła uwierzyć w wersję dotyczącą elfów.
- Wszystkie podejrzenia padły na elfy.
- To nie ich wina! Nasze rasy zawsze żyły w zgodzie. Nie mieli powodu by przetrzymywać króla!
- A jakie masz na to dowody?!
- Uspokójcie się! Za chwilę wróci Othar.
- Kim on jest? To kolejny człowiek?
- Tak, to nasz przyjaciel. Dość uczulony na elfy- dodała niepewnie Idril.- Ale wyjaśnimy mu, że jesteś przyjaciółką.
- A jest?
Idril zgromiła brata spojrzeniem. Stanęła między nim, a Nimloth.
-  Zamieszka w moich pokojach przynajmniej na tą noc.
- Idril, my prawie jej nie znamy! Co jeśli zabije cię we śnie?
Aldarion nawet nie starał się ściszyć głosu. Otwarcie wyrażał swoją nieufność w stosunku do elfki.
- Stanę się duchem, i do końca twych dni będę cię nawiedzać! Dałbyś spokój. Jestem dorosła i sama ponoszę konsekwencje swoich czynów.
- Nie mam zamiaru nikogo zabijać- Nimloth podała Aldarionowi swoją broń i ruszyła za Idril do sąsiedniego pokoju.
   Aldarion stał jeszcze przez jakiś czas w jednym miejscu, a potem wyszedł z domu. Postanowił znaleźć Othara  i uprzedzić go o obecności Nimloth. W duchu zastanawiał się, jak przyjaciel zareaguje. Czy podobnie jak on będzie chciał ją zabić. Młodzieniec zaczynał już żałować swego czynu. Czuł się jak morderca, mimo że nie odebrał jej życia. Gdyby nie Idril, miałbym jej krew na rękach. Eru, ja ją prawie zabiłem!
   Tymczasem Idril i Nimloth siedziały w milczeniu w pokoju księżniczki. Idril patrzyła przez okno i odezwała się.
- Nie wierzę, że to elfy. Elros też, podobnie mama.
- Elros?
- Mój brat- po chwili uderzyła się otwartą dłonią w czoło.- A ja ci się nawet nie przedstawiłam! Jestem Idril, córka Eldariona.
- Nimloth- dziewczyny podały sobie dłonie.
- Maja ciocia mieszka na Eressei. Może ją znasz? Ma na imię Nimrodel.
   W tej chwili Nimloth najchętniej zdradziłaby imiona swoich rodziców, ale powstrzymała się. Czuła, że to jeszcze nie czas.
- Tak, znam ją dość dobrze. To ona prosiła mnie, żebym udała się do Śródziemia- skłamała gładko.
- Naprawdę? Jak to przyjęła? No wiesz, wiadomość o śmierci taty?
- Źle.
   Milczały przez chwilę, zapatrzone w okno. Po chwili Idril westchnęła cichutko, a po jej twarzy zaczęły spływać łzy.
- Kiedy rozmawialiśmy, przez chwilę miałam wrażenie, że tata żyje. Szybko wybiłam to sobie z głowy, bo to przecież niedorzeczne. Ale tak bardzo bym chciała, żeby tylko go uprowadzono! Oddałabym wszystko, żeby znowu był z nami- po tych słowach rozpłakała się na dobre. Nimloth usiadła obok niej i objęła ją ramieniem.
- Znajdziemy go. Żywego.
- A jeśli jest martwy, pomścimy go!
- On żyje- powiedziała z uporem Nimloth. W tej chwili naprawdę to czuła. Wiedziała, że jeśli go znajdzie, Nimrodel w końcu się otrząśnie.
Idril popatrzyła na nią przez łzy.
- Ale jak to? Skąd możesz mieć pewność?
Bo to moja rodzina i serce mi to mówi. Zamiast tego jednak odpowiedziała:
- Przeczucie.
- Czemu to robisz? Czemu nam pomagasz?
- To mój obowiązek- otarła łzy z twarzy kuzynki.-Nie płacz. Znajdziemy go, obiecuję.

________________________________
Już się nie mogę doczekać komentarzy, podobnie, jak miny Oli, dla której jest ten rozdział ;)
I jeszcze jedno: jak ktoś czyta, a nie komentuje, to niech to zrobi, chociaż jako anonim ;) 
Zwroty w języku elfów pochodzą z tej strony:
Rivendell