niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział V




   - Boli?- spytała Idril dotykając opuchniętej szyi Nimloth. Dała kuzynce ubrania i zmusiła, by „doprowadziła się do porządku”.
- Nie jest tak źle.
Szyję elfki zdobiły sińce w kształcie palców Aldariona. Idril nałożyła na nie maść i po chwili opuchlizna się zmniejszyła.
- Przepraszam.
- Ale za co?
- Za Aldariona. Zwykle taki nie jest. Kiedyś był inny. Zajmował się sprawami państwa, pomagał ojcu. Nie był tak gwałtowny… I nigdy nie zaatakowałby kobiety. To przez te nerwy. Niszczą nas wszystkich.
*  *   *
   Aldarion szedł ulicami już od godziny i nigdzie nie mógł znaleźć Othara
   Znali się od zawsze. Zawsze bawili się razem, potem, gdy Aldarion wyjeżdżał w interesach, Othar  mu towarzyszył. Tak było i tym razem. Mimo, że przyjaciel dopiero wrócił z dalekiej podróży, którą odbył by odwiedzić krewnych ruszył z Aldarionem i Idril po zaledwie kilkugodzinnym odpoczynku. Othar był raczej tajemniczym typem. Nie odzywał się, jeśli nie uznał tego za stosowne. Nigdy też nie zdradził swego pochodzenia. Mimo to Aldarion mu ufał. Gdy tylko Othar dowiedział się ,co zaszło, zapałał strasznym gniewem i podobnie jak Aldarion chciał iść z armią na Mroczną Puszczę.
   Rozmyślając, skręcał w coraz to inne ulice. W końcu znalazł się na obrzeżach miasta. Rozbijali tu obozy ci, którzy nie chcieli się zakwaterować w gospodach, lub też nie mieli na to pieniędzy. Było ich tu wyjątkowo wielu. Z każdej strony słychać było różne dialekty. Kultury ścierały się ze sobą na każdym kroku.
   Obok jednego z namiotów stało kilkoro ludzi. Pośród nich dostrzegł Othara. Rozmawiali, Othar pokazywał im coś na północy, chyba drogę. Po chwili pożegnali się, a Othar, dostrzegłszy przyjaciela, podszedł do niego.
- Co tu robisz, przyjacielu?
- Szukam cię. Miał miejsce pewien wypadek. Musimy wracać.
- Co się stało? Coś z Idril?
- Nie, wszystko z nią w porządku. Nie możemy jednak rozmawiać tu, na ulicy. Chodź.
   Niedługo później byli na miejscu.
- Tylko się nie wystrasz- ostrzegł Aldarion, nim zapukał do pokoju siostry.
- Spokojnie, wiem, jak wygląda Idril.
- Nie o Idril tu chodzi.
   Zapukał i weszli. Stanęli jak wryci. Nawet Aldarion, chociaż widział już Nimloth, która pod jego nieobecność jakby się zmieniła. Była ubrana w jedną z sukni Idril, a włosy miała starannie ułożone. Wyglądała świeżo i tajemniczo. Zdawało się, że bije od niej jakiś dziwny blask. Tylko ciemne sińce na szyi świadczyły o tym, co przeszła. Aldarion poczuł ponowne wyrzuty sumienia.
    Obok stała wyraźnie zadowolona z siebie Idril. Po chwili jednak stanęła przed Nimloth, niepewna reakcji Othara.
- Kim ona jest?!
-To Nimloth, elf.
Tak jak przypuszczał Aldaion, Othar rzucił się w jej stronę, ale przyjaciel go powstrzymał.
- Najpierw mnie posłuchaj. Nie popełniaj moich błędów.
Wyjaśnił wszystko Otharowi, który mimo to nieufnie patrzył na elfkę. Następnie idril powiadomiła ich o postanowieniu Nimloth
- Jaką możemy mieć pewność, że dotrzyma słowa i nam pomoże?
- Nie macie żadnej. Ale sami sobie nie poradzicie. Potrzebujecie pomocy od lasu, a beze mnie jej nie otrzymacie.
- O czym ona mówi?- Othar nie mógł się zmusić, by odezwać się bezpośrednio do Nimloth.
- Elfy kochają lasy, to dla nich świętość, podobnie jak światło. Znam wiele tajemnic, które skrywają. Wiem o rzeczach, których wam nawet się nie śniło. Po za tym, jeśli są tam elfy, to chyba lepiej, żebym ja z nimi porozmawiała.
- Mamy pozwolić, żebyś z nami poszła? Żebyś pozabijała nas we śnie?
- Macie mało wyobraźni, panowie. Są ciekawsze sposoby, niż zabicie kogoś we śnie. Mogłabym was powiesić, utopić.
Othar popatrzył zdziwiony na Aldariona. Ten wyjaśnił:
- Ode mnie usłyszała to samo.
- Czyli, chcecie się godzić, by nam towarzyszyła?
- Tak.
-  Ale to szaleństwo! Nie możecie tego zrobić!
- Możemy- powiedziała zdecydowanie Idril.- Nie zapominaj się, mój drogi.
- Wybacz, księżniczko- powiedział jadowicie i skłonił się.- Pozwólcie, że udam się do mich pokoi. Jestem zmęczony i chciałbym wypocząć.
- Idź.
Gdy wyszedł, Aldarion chwilę zbierał się w sobie, a po chwili powiedział ledwo dosłyszalnie, ze spuszczoną głową:
- Wybacz mi.
Nimloth podeszła i dotknęła jego dłoni. Popatrzył na nią. Uśmiechała się lekko.
- Nie mam żalu. Czasem ból sprawia, że nie wiemy, co robimy. Nie myśl o tym, że mogłeś mnie zabić. Nie doszło do tego, więc nie zadręczaj się. Co było, minęło.
- Dziękuję, pani.
- Nimloth wystarczy- znowu się uśmiechnęła.- Kiedy wyruszamy?
 - Jutro. Odwiedzimy jeszcze jedno miasto, mam tam cos do załatwienia. Potem odprawię eskortę i zapuścimy się w las. Elros będzie musiał się z tym pogodzić- powiedział do Idril.
- Zrozumie. Napisz do niego i uprzedź, kto nam towarzyszy. Powiadom, że idziemy tylko we czworo. Niech się nie obawia, że zaatakujemy garstkę Pierworodnych.
- Chyba tak zrobię. Nimloth? Mogę o tobie wspomnieć bratu?
-Oczywiście- Nimloth przypomniała sobie kuzyna, którego widziała tylko raz, wiele lat temu.
*  *  *
  Trzy dni później Elros otrzymał list od brata. Aldarion nie bawił się w uprzejmości, tylko od razu, bez powitania przeszedł do rzeczy:
Wyruszamy jutro załatwić kilka sprawa w sąsiednim mieście. Potem wyruszamy w głąb Puszczy. Pojawiła się nadzieja, że ojciec żyje .Nie jest to co prawda nic pewnego, ale nie zamierzamy z Idril odpuścić.  Nie martw się, odeślę jutro eskortę. Do lasu wejdziemy we czworo: ja, Idril, Othar i Nimloth. Zapewne zastanawiasz się, o kogo chodzi. Nimloth jest elfem, pochodzi z Eressei. Ciotka ją przysłała, gdy dowiedziała się o rzekomej śmierci ojca. Wiem, wiem. Nie dalej jak tydzień temu chciałem wymordować to plemię. Zaszedł jednak pewien wypadek(nieważne jaki) i powiedzmy, że zmieniłem zdanie. Nie odwodź nas od tego pomysłu, bo chwili, gdy czytasz ten list, wchodzimy do Puszczy.
   Jeśli chodzi o sprawę koronacji, to daj nam dwa miesiące. Zostań regentem, jeśli matka nie da już rady sprawować rządów. Masz pełne poparcie, zarówno moje, jak i Idril.
   Zawiadamiam cię też, że pojawiło się na naszych ziemiach wielu cudzoziemców. Może jestem przewrażliwiony, ale proszę Cię, Bracie, trzymaj rękę na pulsie.
   Mam nadzieję, że z mamą już lepiej, pozdrów ją ode mnie i Idril.
  Tu list się kończył. Elros przeczytał go kilka razy, po czym poszedł do Aeriny. Zastał ją w gabinecie Eldariona. Siedziała przy biurku. Pochyloną głowę wsparła na rękach. Gdy wszedł, podniosła zaczerwienione od płaczu oczy.
- Płakałaś- to nawet nie było pytanie.- Ale mam tu coś, co być może poprawi ci nastrój. Aldarion i Idril postanowili szukać ojca na własną rękę.
- Czy oni poszaleli?! Jeszcze tego brakuje, żeby im się coś stało!
- Spokojnie. Towarzyszy im elf.
- Jak to jest w ogóle możliwe? Po tym co ostatnio się działo jakiś elf odważył się zaufać Aldarionowi?
- Gdyby chodziło o elfów ze Śródziemia, pewnie by do tego nie doszło. Ale tu chodzi o Nimloth, która pochodzi z Eressei. Aldarion pisze, że przysłała ją Nimrodel, ale nie za bardzo chce mi się w to wierzyć. Bardziej skłaniam się ku temu, że po prostu z jakichś powodów udała się w samotną podróż, a mój drogi brat dał się podejść własnej kuzynce!
- Czyli uważasz, że Nimloth to córka Nimrodel?
- Jestem prawie pewien.
   Następnie oznajmił jej, że za zgodą Aldariona i Idril obejmie regencję na okres dwóch miesięcy. Tak jak się spodziewał, Aerina odetchnęła z ulgą.
   Elros objął władzę już następnego dnia. Poddani przyjęli to z ulgą, mając nadzieję, że niedługo się koronuje. On sam nie miał najmniejszego zamiaru tego robić.
*   *   *
   Wyruszyli następnego dnia o świcie. Nim jednak udali się w drogę, Aldarion oddał Nimloth broń.
- Ufam ci- rzekł.- Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz.
Miałabym zawieść własną rodzinę?
- Obiecuję.
Othar popatrzył krzywo na przyjaciela. Wydawał się niezbyt zadowolony z faktu, że Aldarion obdarzył elfkę zaufaniem.
   W sąsiednim mieście zatrzymali się na dwa dni. W przeddzień wyjazdu Aldarion odprawił eskortę i zaczęli szykować się drogi. Othar podszedł do czyszczącej broń Nimloth.
- W naszym kraju trzeba osiągnąć odpowiedni wiek, by móc nosić broń.
Nimloth podniosła wzrok znad noża i odparła pogodnie:
- Nie inaczej jest u nas.
- Więc u elfów otrzymuje się broń w wieku kilkunastu lat?
- Nie.
Młodzieniec wyraźnie się zmieszał. Nimloth miała twarz o łagodnych, niemalże dziecięcych rysach. Na czas podróży włosy miała zaplecione w luźny warkocz. Gdy nie widział jej uszu, myślał o niej jak o człowieku. Mimo to czuł się nieswojo w jej towarzystwie.
- Ile masz lat?
- Jesteś bardzo ciekawski- zauważyła.- Zgadnij.
- Szesnaście, najwyżej siedemnaście.
- Źle.
- Dwadzieścia, to moje ostatnie słowo.
- Trzydzieści trzy.
Othar popatrzył na nią zdumiony. Trzydzieści trzy lata! A więc była niewiele młodsza od Lissuin, siostry Aldariona.
- Nie wyglądasz… na tyle.
- Wiem- roześmiała się i schowała nóż do pochwy.
  Wieczór spędziła tylko z Idril. Aldarion załatwiał ostatnie sprawy, a Othar gdzieś poszedł.
Siedziały razem przy kominku i rozmawiały. Idril uczyła Nimloth Wspólnej Mowy, którą elfka szybko opanowywała.
- Masz rodzeństwo?
- Brata.
- Jak ma na imię?
- Orodreth.
- Jak jeden z Noldorów.
Nimloth była pod wrażeniem wiedzy kuzynki. Nie sądziła, że ludzie jeszcze pamiętają o elfach Wysokiego Rodu.
- Kwestia pokrewieństwa- wyjaśniła kuzynka.- Bardzo dalekiego, ale zawsze. Tata był… jest dość drobiazgowy, jeśli chodzi o lekcje historii i genealogię. W przeciwieństwie do Aldariona i Lissuin bardzo lubię zajmować się przeszłością.
- Prowadzisz jakieś własne badania?
- Czasem, jeśli nie mam co robić. Ostatnio natknęłam się na portret babci. Miała tam taki ładny naszyjnik. Ciekawa jestem, co się z nim stało. Chciałam zapytać tatę, ale nie zdążyłam.
   Nimloth dotknęła ukrytego pod ubraniem łańcuszka. Bardzo chciała wyjaśnić kuzynce, którą bardzo polubiła, co się z nim stało, ale wtedy musiałaby wyjaśnić, skąd go ma. Nie chciała jeszcze przyznawać się do kłamstwa.
*  *   *
   Aldarion udał się do władcy miasta celem załatwienia ostatnich spraw. Nie była to przyjemna sprawa, ponieważ miasto zalegało z podatkami od tak dawna, że książę był zmuszony udać się tam osobiście. Służący oznajmił, że jego pan jest chwilowo nieobecny i poprosił o poczekanie w gabinecie. Czekając rozglądał się po pomieszczeniu. Wyzbył się obaw, że miasto ma problem finansowo. Pokój był urządzony bogato, a widoczne z okna ulice porządnie utrzymane.
   Promienie zachodzącego słońca padały na zgromadzone na parapecie papiery. Wziął do ręki jedną z kartek i przekonał się, że jest to przypomnienie o niezapłaconym podatku, które podpisał dwa tygodnie wcześniej. Były tam także wcześniejsze upomnienia. W pewnej chwili naruszony przez Aldariona stos runął na podłogę odkrywając ukrytą pod nimi podłużną, płaską skrzynkę. Zaintrygowany, otworzył ją i wydał okrzyk zdziwienia: w środku znajdował się Anduril. Bez pochwy i ubrudzony krwią. W tej chwili otworzyły się boczne drzwi i do gabinetu wszedł władca miasta. Jego wzrok powędrował do królewskiej broni, a potem na Aldariona.

 
- A więc już wiesz?
- Co tu się dzieje?
Władca zaśmiał się krótko, nieprzyjemnie i jednocześnie pociągnął za dzwon znajdujący się przy drzwiach.
- To, że państwo się wam rozpada, drogi książę.
- Gdzie jest ojciec?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Ostatnim razem, gdy go widziałem, leżał tu, w miejscu gdzie stoisz, nieprzytomny.
Nagle do pokoju wpadło kilku zbrojnych. Prowadzili ze sobą Othara. Chłopak miał podbite oko, co było wynikiem szarpaniny, do której doszło na korytarzu.
- Znaleźliśmy go na korytarzu prowadzącym do twoich komnat, panie. Miał broń.
- Zabierzcie go.
   Aldarion nie zdążył zaprotestować, bo otrzymał silny cios w brzuch. Nogi się pod nim ugięły, miecz ojca wypadł z ręki. Władca dał znak swoim ludziom by wyszli. Nie obawiał się nieuzbrojonego młodzieńca. Przyłożył mu nóż do gardła i uśmiechnął nieprzyjemnie.
- Przyznam, że jak nigdy cieszyłem się z wizytacji przeprowadzonej przez twego ojca. Plan miałem gotowy, odpowiedni ludzie byli na odpowiednich miejscach. Pojmanie króla nie mogło być łatwiejsze. Tamci dobrze zapłacili. Bardzo dobrze, jak na nich.
- O kim mówisz?!
- O zgubie Gondoru i Arnoru. O dzikich ludach północy. Warunki mają tam, zaiste, ciężkie. Surowe zimy, krótkie lata. Już od dawna marzyli o naszych ziemiach, jednak nigdy nie byli dostatecznie silni. Teraz są. Dzięki pomocy części twoich poddanych.
- Nie kłam! Zawsze żyli z nami w zgodzie. Jak zdołaliście ich omamić?
- Wcale nie trzeba było ich mamić. Wystarczyło pociągnąć za kilka sznurków. Powiedzieliśmy, że nasz król jest tyranem i mordercą. Błagaliśmy o pomoc. Nie znają zbyt dobrze naszego języka, więc chwilę to zajęło, przyznaję- dodał skromnie.- Ale głupcy nie mają pojęcia, że biorą udział w obaleniu samych siebie. Gondorczycy z łatwością ich pokonają.
- Po co wam śmierć niewinnych ludzi?!
- Ponieważ, mimo że klimat to oni mają surowy, na ich ziemiach znajduje się mnóstwo surowców. A gdy już pozbędą się większości sił, by pomóc uciskanemu narodowi, zaatakujemy. Król nie pozwolił na najazd- w porządku. Zorganizujemy go wbrew jemu. Pewnie zastanawiasz się, czemu ci to mówię. Czemu zdradzam wszystkie te sekrety- umilkł na chwilę, po czym uniósł nóż.- Bo zabierzesz tę tajemnicę do grobu!
 _____________________________________
Proszę bardzo. Ma wam się podobać! 
Potrzymam Was teraz w napięciu do... Właściwie to nie wiem, jak długo. Wszystko zależeć będzie od czasu ;)

2 komentarze:

  1. bardzo fajny rozdzaił :) napiszesz cos o zyciu celebriny za morzem i o straznikach srodziemie ?
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Co do Celebriany- niedługo rozpocznę pisanie jej historii całkiem od zera. Rozdziały będą na starym blogu, więc zapraszam ;) A o strażnikach na razie nie myślałam.

      Usuń