sobota, 14 lutego 2015

Rozdział VII



   Dwa lata wcześniej…
- Nie mogę tego zrobić! Nie zostawię cię, mamo!
- Jeśli nie chcesz skończyć jak oni, uciekaj i nie oglądaj się za siebie!
 Chłopak wzdrygnął się na myśl o ciałach ojca i wuja przebitych włóczniami. Potem spojrzał na matkę i kryjącego się za jej plecami braciszka.
- A co będzie z wami?
- Poradzimy sobie. To o ciebie im chodzi. Uciekaj do Puszczy. Elfy wracają na swoje ziemie, więc bądź ostrożny. Za jakiś czas spróbuj przedostać się do Minas Tirith, powiadomisz króla.
- Pojadę tam od razu.
-Nie! Złapią cię niemal natychmiast- kobieta wyprowadziła konia ze stajni i podała synowi prowiant na drogę.- Tylko w lasach jesteś bezpieczny. Staraj się zapuścić jak najgłębiej.
- Niedługo, obiecuję. Wiadomość o tym, co się tu dzieje z pewnością szybko dotrze do króla. Uważaj na siebie, synku- dodała przyciskając chłopaka do piersi. 

   Almiel wpatrywała się w las, gdzie chwilę wcześniej zniknęli Aldarion, Nimloth i Idril. Wiedziała, że byli w mieście, ale ze względu na bezpieczeństwo swego synka nie spotkała się z nimi. Wciąż słyszała słowa władcy miasta. Jeśli się z nimi spotkasz, nie ręczę za bezpieczeństwo twego syna. Od dwóch lat żyła w ciągłym strachu.
   Jej mąż był bogatym kupcem, dobrym człowiekiem, oddanym królowi. Gdy Ragnir wrócił z wygnania znalazł zajęcie właśnie u niego. Z mężem Almiel liczyli się władający miastem, a on sam czerpał korzyści z ich zainteresowania. Tak było do czasu, gdy zaproponowano mu udział w spisku. Odmówił. Więcej, starał się im przeszkodzić. Razem z synem i Ragnirem udał się nawet do Minas Tirith. Nigdy nie dotarli do celu. Będący na polowaniu Elatan zastał po powrocie przebite włóczniami ciała.
   Almiel nie pamiętała pierwszych tygodni po śmierci brata i męża. Małym Brandem zajmował się Elatan. Kobieta otrząsnęła się dopiero, gdy syn zaczął łamać ustanowione przez władcę zasady. To, że podzieli los ojca było tylko kwestią czasu. Władca go obserwował, śledził każdy krok.
  Ale teraz nie żył, a Almiel mogła wreszcie opuścić miasto. Wiedziała, że żyje tylko dzięki swoim umiejętnościom leczniczym. Nie mogli się bez niej obejść. Niech zdychają! Pomyślała, pakując rzeczy swoje i synka.
- Co robisz, mamo?
W progu stał Brand i przecierał zaspane oczy.
- Uciekamy.
- Ale dokąd?
- Do takiego dużego miasta. Spodoba ci się. A teraz się ubierz.
   Gdy już się spakowała, zaprowadziła synka do stajni i wróciła do domu. Rozejrzała się po pokojach, w których spędziła ostatnie piętnaście lat. Przypomniało jej się, jak weszli tu po raz pierwszy z mężem i kilkumiesięcznym Elatanem. Tu urodził się Brand…
   Otrząsnęła się szybko i rozlała oliwę na podłogi i meble. Stojąc już przy drzwiach, rozbiła płonącą lampę. Momentalnie buchnęły płomienie, uwolnił się duszący dym. Zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła w stronę stajni. Gdy kilka minut później wyjeżdżała z miasta, jej dom stał w płomieniach. Słyszała dzwony oznaczające pożar, ale nie odwróciła się. Minie trochę czasu, nim zorientują się, że jej nie ma. Przy odrobinie szęścia pomyślą, że razem z Brandem zginęli w płomieniach.
    Tak bardzo chciała skręcić w stronę Puszczy i odszukać Elatana. I tak go nie znajdę. Więcej dobrego zrobię jadąc do Minas Tirith…

*   *   *
   Aldarion szedł puszczą nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Przestał to robić już w chwili, gdy przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Zdrada przyjaciela nie powodowała już gniewu. Teraz czuł tylko ból. Jak on mógł? Po tylu latach!
   Książę zaczął zastanawiać się, kiedy Othar się zmienił. Zdrajca dobrze się maskował, bo Aldarion nie mógł sobie przypomnieć nic niepokojącego. Może oprócz momentu, gdy widział go wśród cudzoziemców. I tego ,że gdy spotkali się po zabiciu władcy miasta Othar miał miecz i tarczę i że nikt go nie zatrzymywał, gdy uciekał z końmi. Były to drobiazgi, na które w ogólnym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi. A trzeba było to zrobić! Tylko, ze wtedy ufał Otharowi bardziej, niż Nimloth. Przez myśl by mu nie przeszło, że przyjaciel może mieć coś wspólnego z porwaniem ojca. A ta jego kilkumiesięczna nieobecność?
   Aldarion zrozumiał, że Othar wcale nie był u rodziny. Zapewne pomagał w przygotowaniu spisku. Myślami wrócił do dnia, w którym narodziła się myśl, że to elfy stoją za zniknięciem króla. To Othar podsunął mu ten pomysł. Podsycał w nim rządzę mordu, atakowania słabszych militarnie. W efekcie Aldarion stał się największym wrogiem elfów w królestwie. 
  Dałem się podejść! Co ojciec by pomyślał? Zawsze tak dbał, żebyśmy myśleli z szacunkiem o naszych przodkach. Dobrze, że reszta zawsze się z nim zgadzała. Eru, na jakiego głupca wyszedłem!
   Błądził jeszcze jakiś czas wyrzucając sobie wszystko, rozrobił źle, aż zorientował się, że nie wie, gdzie jest. Zawrócił, ale szybko spostrzegł, że zatacza koło. Pięknie! Jakbym i bez tego nie miał dość zmartwień!
   Wdrapał się na najbliższe drzewo, by zaleźć drogę do obozu.
   Nad światem wstał nowy dzień, słońce stało już wysoko na niebie. W dali dostrzegał dymy odległych miast. Nagle gdzieś na dole usłyszał ruch. Ktoś nastąpił na gałązkę, która pękła z cichym trzaskiem. Następnie dało się słyszeć stłumione przekleństwo, gdy ktoś uderzył głową o konar.
  Aldarion wstrzymał oddech. Kroki oddaliły się, aż w końcu całkiem ucichły. Jeszcze raz rozejrzał się i zobaczył koryto strumienia, nad którym zostawił Idril i Nimloth. Miał już schodzić, gdy czyjeś ręce złapały go za kostki i ściągnęły na ziemię. Straciwszy równowagę, uderzył głową o korzeń. Przez chwilę przed oczami latały mu czarne punkciki. Gdy znowu odzyskał zdolność dobrego widzenia, zobaczył pochylone nad sobą trzy postacie. Miały piękne, nieco smutne twarze o oczach przenikliwych jak gwiazdy. Były ubrane w brązy i zielenie,  w rękach miały łuki.
Elfy… A więc jestem martwy. Obserwując elfy, ostrożnie podniósł się z ziemi.
- Mae govannen. Im Aldarion…
- Znamy twój język, człowieku. Co robisz na naszych terenach?
- Szukam ojca.
- A dlaczego myślisz, że jest tutaj?
Aldarion chwilę zmagał się sam ze sobą. Nie był pewien, czy może wyjawić elfom, kim jest bez narażania życia. W końcu opowiedział krótko całą historię, omijając jedynie swoje początkowe nastawienie do ich rasy oraz to ,że towarzysz mu Nimloth. Mimo to elfy nie wyglądały na przekonane.
- Jaką możemy mieć pewność, że jesteś synem króla?
Aldarion sięgnął po Andurila, poniewczasie orientując się, że zostawił go wśród bagaży. Elf, z którym rozmawiał, popatrzył na niego wyczekująco.
- Zaprowadzę was do miejsca, gdzie zostawiłem siostrę. Tam też znajdziecie dowody potwierdzające moją tożsamość.
- Niech będzie. Prowadź.
-Gdzie jest Elatan?- spytał drugi elf.
-Tu, panie- z zarośli wyszedł ciemnowłosy młodzieniec.
- Gdzie byłeś?
- Tak jak chciałeś, panie, szukałem intruzów, którzy wczoraj weszli do lasu.
- Chyba ich przegapiłeś- powiedział elf wskazując Aldariona.
- Nie. Kawałek dalej jest obóz- odparł, wskazując w stronę, z której przyszedł Aldarion.- Jest tam ludzka kobieta i…
- Kto jeszcze?
- Elfka, panie.
- Nie wspominałeś o niej- popatrzył oskarżycielsko na Aldariona.- Co masz na swoje usprawiedliwienie? Jak by nie było, jesteś na naszych ziemiach, mamy nad tobą przewagę. Dla twego własnego dobra radziłbym ci opowiedzieć całą historię, najlepiej bez pomijania kwestii towarzyszącej wam elfki. Czy to jasne?

 *  *  *
   - Skąd go masz?- Idril patrzyła to na naszyjnik to na Nimloth.
- Długa historia- elfka unikała wzroku kuzynki.
- Mam czas- dopiero teraz zorientowała się, że Nimloth jest mokra, owinięta tylko płaszczem, a poranek był chłodny.- Ubierz się.
   Z tymi słowami odwróciła się i poszła w stronę obozu. Nimloth ubrała się szybko zastanawiając się, jak wyznać Idril prawdę. Ciekawe, jak zareaguje.  
   Zastała kuzynkę opartą o pień drzewa i patrzącą w dal. Idril obracała w palcach łańcuszek, który błyszczał w słońcu. Bez słowa usiadł obok i oparła się o pień. Zaczęła splatać włosy w warkocz, czekając, aż Idril zacznie zadawać pytania. Ona jednak uparcie milczała.
- Czemu nie spytałaś ojca, co stało się z naszyjnikiem.
Idril uśmiechnęła się słabo.                                                 
- Raczej nie interesował się takimi sprawami. Wątpię, by w ogóle wiedział o jego istnieniu.
- Wiedziałby. Sam dał go mojej mamie kilkadziesiąt lat temu.
- Ale jak to? Skąd to wiesz? Przecież nie pochodzisz stąd… Prawda?
- Masz rację, nie jestem ze Śródziemia. Urodziłam się na Tol Eressei, ale moja matka przyszła na świat  tu.
Księżniczka słuchała zaintrygowana. Przywołując w pamięci portret Arweny i porównując z Nimloth.
   - Jest najmłodszą córką króla Elessara. Evenstar podarował jej brat, Eldarion- Idril otwarła usta ze zdziwienia.- Brzmi to trochę niewiarygodnie, wiem. Udała się do Nieśmiertelnych Krain ze swoim bratankiem, Elrosem. Po wygranej wojnie  Aulendilem odpłynęła ze Śródziemia. Kilka lat później urodziłam się ja- Nimloth posłała kuzynce uśmiech.- Jakiś czas później pojawił się u nas człowiek. Potem mama zniknęła na kilka dni. Od ojca dowiedziałam się, że urodziła mi się kuzynka i zachorowała bardzo ciężko. Domyślam się, że chodzi o ciebie, Idril. Kiedy mama wróciła, usłyszałam tylko ,że wszystko dobrze się skończyło. Na jakiś czas całkiem zapomniałam o Śródziemiu. Kiedy dorosłam, zapragnęłam je zobaczyć. Rodzice nie chcieli się zgodzić, a ja nie nalegałam, ale do czasu. Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się, że król zginął w tajemniczych okolicznościach… Mama się załamała… Nie mogłam na to patrzeć. Uciekłam. Teraz wiesz już wszystko. Przepraszam, że nie powiedziałam wcześniej. Powinnam się była przedstawić, może uniknęłabym tych sińców na szyi- roześmiała się i dotknęła dłoni Idril.- Wybaczysz mi?
- Jak ja mogłam uwierzyć ci w tą bajeczkę!
- To jest szczera prawda, przysięgam!
- Nie to! To o tym, że ciocia cię przysłała. Musiałam być bardzo zmęczona. A to jest twoje- podała Nimloth naszyjnik.

 Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w lesie dały się słyszeć podniesione głosy.
   Nimloth momentalnie chwyciła łuk i strzały. Po kilku sekundach była gotowa do walki. Kiedy spomiędzy zarośli wyszedł Aldarion, odetchnęła z ulgą. Nie trwało to jednak długo, bo za kuzynem przyszedł ktoś jeszcze. Na polanę weszło czterech elfów i jeszcze jeden człowiek.
- Aldarionie, co tu się dzieje?
Jasnowłosy elf przyjrzał się jej uważnie, jakby czegoś szukając.
- Jesteś ich zakładnikiem, pani?
- Co? Nie, skąd ten pomysł?
Elf wyglądał na zbitego z pantałyku. Patrzył teraz to na Nimloth, to na Aldariona.
- Nie jestem ich zakładnikiem, tylko kuzynką. Córką siostry ich ojca.
- Co…- Aldarion umilkł, gdy napotkał spojrzenie siostry.
 - To Aldarion, syn Eldarion i jego siostra, Idril. Ja jestem Nimloth. Pochodzę z Nieśmiertelnych Krain.
- Jestem Gelmir. Moi towarzysze to Handir, Orleg oraz Isilme
   Elfy przez chwilę naradzały się między sobą. W końcu jeden z nich odezwał się:
- Wybacz nam, Aldarionie, synu Eldariona, nasze zachowanie względem ciebie.
- W pełni sobie na nie zasłużyłem moim zachowaniem sprzed spotkania z Nimloth.
Po raz kolejny opowiedział całą historię, wspomagany przez Nimloth i Idril. Nakreślił też obecną sytuację polityczną.
- Nie śmiem prosić o pomoc, po tym wszystkim, co czyniłem na waszą szkodę.
- Ale ja śmiem- nieoczekiwanie odezwała się Nimloth.- Pomożecie nam odnaleźć króla i zapobiec daremnemu rozlewowi krwi?
- Mamy warunek. Jeśli się uda, my i nasi towarzysze odejdziemy z tobą do Nieśmiertelnych Krain. Jeśli, oczywiście się tam wybierasz.
   Nim Aldarion bądź Idril zdążyli się odezwać, padła odpowiedź:
- Stoi.
 ______________________________
Wiem, ze znowu Wam namieszałam ,ale to zło konieczne. Przyjemnego czytania ;)

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział VI



   -Przejdziemy się?- zaproponowała Nimloth. Było jeszcze dość wcześnie i ciepło, ale marcowa noc zapowiadała się chłodna. Po chwili wyszły z domu i zaczęły zwiedzać miasto. Wyglądało jak każde inne: ratusz w centrum, przed nim rynek, obok domy dostojników. W Mierę oddalania od centrum domy były co raz skromniejsze, ale zadbane. Słonce zaczęło zachodzić, kiedy przechodziły koło domu władcy miasta.
   Przed głównymi drzwiami stało kilku obcokrajowców. Rozglądali się niepewnie i szeptali między sobą. Na coś czekali. Z budynku dochodziły stłumione przez ściany krzyki. Skręciły w boczną uliczkę. Znalazły się na tyłach domu. Tu można było już rozróżnić słowa i po chwili Idril z przerażeniem usłyszała głos brata. Kłócił się z kimś.
  Nimloth bez namysłu przeskoczyła przez ogrodzenie, przebiegła przez niewielki ogród i zaczęła wspinać się po zdobionej ścianie domu. Idril również przedostała się przez ogrodzenie i teraz patrzyła na poczynania elfki, która właśnie zaglądała przez okno. To, co zobaczyła przeraziło ją: Aldariona od śmierci dzieliły sekundy. Nim zdała sobie sprawę, co robi, kopnęła okno. Nie zważając na kaleczące jej twarz i dłonie szkło, wpadła do pomieszczenia. Aldarion wykorzystał zdziwienie władcy miasta i chwycił Andurila. Sekundę później do pokoju wpadli zdziwieni dźwiękiem tłuczonego szkła strażnicy.  Nimloth rzuciła się na nich odciągając od kuzyna.
   Książę jednym ruchem wytrącił nóż z ręki napastnika. Teraz to on był górą.
- Gdzie on jest?!
- Nie wiem.
- Naprawdę? Wydaje mi się, że jednak wiesz- wycedził podchodząc bliżej mężczyzny.
W tej chwili Nimloth rozprawiła się z ostatnim strażnikiem. Podeszła do okna i wyciągnęła rękę do wspinającej się Idril.
   Aldarion wbił miecz w rękę wroga i przesunął ostrze w dół. Władca wydał z siebie jęk, ale nie odpowiedział. Dopiero, gdy ostrze przebiło rękę na wylot, odezwał się kpiąco:
- Brak ci odwagi, młodziku. Nie zabijesz mnie. Jesteś na to za dobry.
  W tej chwili ktoś stanął za nim i przyłożył nóż do ucha.
- Podejrzewam, że nie jest ci potrzebne- Idril podniosła broń, by za moment odciąć ucho. Po łagodnej dziewczynie, którą Nimloth poznała kilka dni temu nie było ani śladu. Elfka patrzyła na rodzeństwo z przerażeniem. Ludzie mordowali ludzi! Jej wzrok powędrował ku własnym rękom: na palcach zasychała krew. Zmusiła się do patrzenia na zmagania kuzynostwa.
Mężczyzna czuł, jak wraz z krwią płynącą z ręki opuszczają go siły. Wiedział, ze jeszcze chwila i zginie. Dlatego w chwili, gdy nóż naciął ciało wrzasnął:
- Puszcza! Zabrali go do puszczy!
- Kto?!
- Ci z północy! Nie znam nazwisk. Puśćcie mnie- szarpnął się. Był to wielki błąd z jego strony. Ostrze Andurila nadal tkwiło w ręce, a teraz rana powiększyła się. Krew płynęła obficie. Po chwili władca przewrócił oczami i runął na podłogę. Nie żył. Książę wyrwał miecz z jego ręki i ruszył ku oknu. Ledwo zdążył uchylić się od strzały, która wpadał do pokoju i wbiła się w biurko. Pod oknem stało kilku żołnierzy i z łukami. Nimloth ruszyła do drzwi. Szczęśliwie korytarz był pusty. Nie trwało to jednak długo, bo gdy tylko zbiegli z piętra, natrafili na pięciu strażników.
- Znajdźcie Othara- krzyknął Aldarion odrąbując głowę jednemu z żołnierzy i przebijając kolejnego.
  Nimloth i Idril rozbiegły się po pokojach, nigdzie nie mogąc znaleźć chłopaka. W końcu wybiegły na zewnątrz. Po chwili dołączył do nich Aldarion. Klinga była czerwona od krwi, która teraz kapała na kamienne schody.
- Othar!- Nie dbał o to ,że ktoś go usłyszy.
- Tu jestem!
Od strony stajni nadjechał Othar na czarnym koniu. Prowadził jeszcze dwa inne. Przez ramię miał przewieszoną tarczę, u pas był miecz. Nimloth chwyciła uzdę jednego z koni, wskoczyła na grzbiet i odjechała.
- A ty dokąd?!
- Dokumenty i broń zostały w domu!
   Szybko wpadła do domu, uświadamiając sobie, że nie zamknęła drzwi wychodząc. Na szczęście nic nie zniknęło. Chwyciła broń swoją i Idril, a także łuk i strzały Aldariona, torbę z dokumentami przewiesiła sobie przez ramię. Zabrała koce i płaszcze. Rozejrzała się po pokoju: pozostawili wiele rzeczy. Ale bez nich na razie mogli się obyć. Na razie.
  Wybiegła z domu zawijając broń w koce. Przerzuciła tobołek przez łęk siodła, wspięła się a koński grzbiet i odjechała w stronę puszczy. Po drodze mijała wielu ludzi. Większość była zdziwiona widokiem dziewczyny galopującej wąskimi uliczkami na złamanie karku, ale byli też tacy, którzy chcieli ją zatrzymać.
    Dwóch żołnierzy skrzyżowało włócznie przy wylocie ulicy. Dwóch innych skierowało groty w jej stronę. W tej chwili jakiś jeździec nadjechał z przeciwnej strony i wytrącił im włócznie z rąk. Był to Aldarion we własnej osobie. Razem przejechali przez kolejne ulice i wypadli na otwartą przestrzeń. Chwilę później z miasta wyłoniła się konnica złożona z pięćdziesięciu wojowników.
Od ciemniejącej przed nimi Puszczy oderwał się  punkt, który po chwili okazał się być Otharem. Zatrzymał się obok przyjaciela i Nimloth.
- Nie uciekniemy. Musimy walczyć-powiedział.
- Zdążymy!
- A potem co? To tutejsi. Znają tę część lasu jak nikt inny. Wybiją nas jak zwierzynę!
Nimloth odszukała łuk i kołczan Aldariona, a także swój własny.
- On ma rację. Tylko tu mamy szansę.- rozejrzała się dookoła.- A gdzie Idril?!
-Ukryłem ją w lesie.
   Nimloth skinęła głową i przygotowała się do walki. Było już ciemno. Pościg zbliżał się z każdą chwilą. Wypuściła pierwszą strzałę. Żołnierz zachwiał się i spał z konia. Po chwili to samo spotkało jego towarzysza. Aldarion też zaczął strzelać. Miał gorszy wzrok i kilka strzał chybiło.
    Ścigający rozdzielili się i zaczęli ich okrążać. Nimloth strzelała dalej, dopóki nie musiała zejść z drogi rozpędzonemu jeźdźcowi, który złapał stojącego obok Othara za ubranie i posadził na swoim koniu.
- Othar!
   Nimloth naciągnęła łuk celując w plecy porywacza. Othar odwrócił się i, patrząc jej w oczy, osłonił plecy żołnierza własną tarczą. Strzała odbiła się od metalu, podobnie jak kilka późniejszych. Othar uśmiechnął się kpiąco Jeźdźcy skierowali się z powrotem do miasta. Nagle dotarło do niej, czemu tak nalegał na walkę na otwartym terenie: wcale nie miał zamiaru zapuszczać się z nimi w las. Zdrajca.
   Chwilę później obok pojawił się Aldarion.
- Gdzie Othar?
- Zabrali go- odparła wciąż jeszcze oszołomiona.
- Jak to zabrali? Musimy ich dogonić!
Odwrócił się w poszukiwaniu konia. Ten jednak zniknął. Został tylko wierzchowiec Nimloth, chociaż odbiegł kawałek, wystraszony odgłosami walki.
- Poczekaj…  Chciałam zabić tego, który go zabrał, ale Othar osłonił go tarczą. Kilka razy. Aldarionie… Othar nas zdradził.
Jego twarz wyglądała tak, jakby go uderzono. Popatrzył jeszcze raz za uciekającymi ludźmi.
- Skoro tak… Mam nadzieję, że nie będę musiał go kiedyś za to zabić- powiedział, po czym krzyknął za ledwo widocznymi sylwetkami:
- Jesteś zdrajcą Otharze! Jeśli kiedyś się spotkamy, zginiesz!
Nie miał wątpliwości, że Othar go usłyszał. Musiał słyszeć to każdy w promieniu kilku mil. Razem z Nimloth dosiedli konia i odjechali w stronę Puszczy. Po chwili wjechali między pierwsze drzewa i zatrzymali się. Z pobliskich zarośli wyszła Idril.
- Gdzie Othar? Czy on…
- Żyje i to właśnie jest nasz problem.
- Ale jak to? O co chodzi?
Aldarion roześmiał się gorzko, mimo to Nimloth miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
- Othar nas zdradził. Odjechał z tamtymi. Nie mam na razie ochoty o tym rozmawiać. Musimy się oddalić jak najbardziej.
Pomógł siostrze wsiąść na konia.
- Będziemy się zmieniać co kilka godzin- wyjaśnił.
W ten sposób, pod osłoną nocy. Przebyli całkiem spory kawałek drogi, oddalając się od gościńca. O świcie zatrzymali się na odpoczynek. Po dwóch godzinach Aldarion wstał, wziął łuk i obudził siostrę.
- Idę na zwiady- wyjaśnił.
- Uważaj.
- Obiecuję.
  Gdy odszedł, Idril obudziła Nimloth. Postanowiły wziąć kąpiel w pobliskim potoku. Nimloth pierwsza zanurzyła się w lodowatej wodzie. Pływała przez kilka minut, aż w końcu wyszła na brzeg. Owinęła się płaszczem zaczęła szukać ubrań. Gdy je znalazła rozejrzała się po trawie za naszyjnikiem, który zdjęła, by go nie zgubić. Co raz bardziej zdenerwowana, zaczęła oddalać się odpotoku.
- Tego szukasz?
Przed nią stała Idril. W jej ręce połyskiwała zguba elfki.
- Kim ty właściwie jesteś?
 _________________________________
Rozdział krótszy niż ostatnio, wiem, ale to dlatego, że dziś wyjeżdżam i koniecznie chciałam go dodać. 
Przyjemnego czytania ;)
P.S Lubicie szczególnie jakąś postać? ;)