Dwa lata wcześniej…
- Nie mogę tego
zrobić! Nie zostawię cię, mamo!
- Jeśli nie chcesz
skończyć jak oni, uciekaj i nie oglądaj się za siebie!
Chłopak wzdrygnął się na myśl o ciałach ojca i
wuja przebitych włóczniami. Potem spojrzał na matkę i kryjącego się za jej
plecami braciszka.
- A co będzie z wami?
- Poradzimy sobie. To
o ciebie im chodzi. Uciekaj do Puszczy. Elfy wracają na swoje ziemie, więc bądź
ostrożny. Za jakiś czas spróbuj przedostać się do Minas Tirith, powiadomisz
króla.
- Pojadę tam od razu.
-Nie! Złapią cię
niemal natychmiast- kobieta wyprowadziła konia ze stajni i podała synowi
prowiant na drogę.- Tylko w lasach jesteś bezpieczny. Staraj się zapuścić jak
najgłębiej.
- Niedługo, obiecuję.
Wiadomość o tym, co się tu dzieje z pewnością szybko dotrze do króla. Uważaj na
siebie, synku- dodała przyciskając chłopaka do piersi.
Almiel wpatrywała
się w las, gdzie chwilę wcześniej zniknęli Aldarion, Nimloth i Idril.
Wiedziała, że byli w mieście, ale ze względu na bezpieczeństwo swego synka nie
spotkała się z nimi. Wciąż słyszała słowa władcy miasta. Jeśli się z nimi spotkasz, nie ręczę za bezpieczeństwo twego syna. Od
dwóch lat żyła w ciągłym strachu.
Jej mąż był bogatym
kupcem, dobrym człowiekiem, oddanym królowi. Gdy Ragnir wrócił z wygnania
znalazł zajęcie właśnie u niego. Z mężem Almiel liczyli się władający miastem,
a on sam czerpał korzyści z ich zainteresowania. Tak było do czasu, gdy
zaproponowano mu udział w spisku. Odmówił. Więcej, starał się im przeszkodzić.
Razem z synem i Ragnirem udał się nawet do Minas Tirith. Nigdy nie dotarli do
celu. Będący na polowaniu Elatan zastał po powrocie przebite włóczniami ciała.
Almiel nie
pamiętała pierwszych tygodni po śmierci brata i męża. Małym Brandem zajmował
się Elatan. Kobieta otrząsnęła się dopiero, gdy syn zaczął łamać ustanowione
przez władcę zasady. To, że podzieli los ojca było tylko kwestią czasu. Władca
go obserwował, śledził każdy krok.
Ale teraz nie żył, a Almiel mogła wreszcie
opuścić miasto. Wiedziała, że żyje tylko dzięki swoim umiejętnościom
leczniczym. Nie mogli się bez niej obejść. Niech
zdychają! Pomyślała, pakując rzeczy swoje i synka.
- Co robisz, mamo?
W progu stał Brand i przecierał zaspane oczy.
- Uciekamy.
- Ale dokąd?
- Do takiego dużego miasta. Spodoba ci się. A teraz się
ubierz.
Gdy już się
spakowała, zaprowadziła synka do stajni i wróciła do domu. Rozejrzała się po
pokojach, w których spędziła ostatnie piętnaście lat. Przypomniało jej się, jak
weszli tu po raz pierwszy z mężem i kilkumiesięcznym Elatanem. Tu urodził się
Brand…
Otrząsnęła się
szybko i rozlała oliwę na podłogi i meble. Stojąc już przy drzwiach, rozbiła
płonącą lampę. Momentalnie buchnęły płomienie, uwolnił się duszący dym.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła w stronę stajni. Gdy kilka minut później
wyjeżdżała z miasta, jej dom stał w płomieniach. Słyszała dzwony oznaczające
pożar, ale nie odwróciła się. Minie trochę czasu, nim zorientują się, że jej
nie ma. Przy odrobinie szęścia pomyślą, że razem z Brandem zginęli w
płomieniach.
Tak bardzo chciała skręcić w stronę Puszczy i
odszukać Elatana. I tak go nie znajdę.
Więcej dobrego zrobię jadąc do Minas Tirith…
* * *
Aldarion szedł
puszczą nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Przestał to robić już w
chwili, gdy przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Zdrada przyjaciela
nie powodowała już gniewu. Teraz czuł tylko ból. Jak on mógł? Po tylu latach!
Książę zaczął zastanawiać
się, kiedy Othar się zmienił. Zdrajca dobrze się maskował, bo Aldarion nie mógł
sobie przypomnieć nic niepokojącego. Może oprócz momentu, gdy widział go wśród
cudzoziemców. I tego ,że gdy spotkali się po zabiciu władcy miasta Othar miał
miecz i tarczę i że nikt go nie zatrzymywał, gdy uciekał z końmi. Były to
drobiazgi, na które w ogólnym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi. A trzeba było to zrobić! Tylko, ze wtedy
ufał Otharowi bardziej, niż Nimloth. Przez myśl by mu nie przeszło, że
przyjaciel może mieć coś wspólnego z porwaniem ojca. A ta jego kilkumiesięczna nieobecność?
Aldarion zrozumiał,
że Othar wcale nie był u rodziny. Zapewne pomagał w przygotowaniu spisku.
Myślami wrócił do dnia, w którym narodziła się myśl, że to elfy stoją za zniknięciem
króla. To Othar podsunął mu ten pomysł. Podsycał w nim rządzę mordu, atakowania
słabszych militarnie. W efekcie Aldarion stał się największym wrogiem elfów w
królestwie.
Dałem się podejść! Co ojciec by pomyślał? Zawsze tak dbał, żebyśmy
myśleli z szacunkiem o naszych przodkach. Dobrze, że reszta zawsze się z nim
zgadzała. Eru, na jakiego głupca wyszedłem!
Błądził jeszcze
jakiś czas wyrzucając sobie wszystko, rozrobił źle, aż zorientował się, że nie
wie, gdzie jest. Zawrócił, ale szybko spostrzegł, że zatacza koło. Pięknie! Jakbym i bez tego nie miał dość
zmartwień!
Wdrapał się na
najbliższe drzewo, by zaleźć drogę do obozu.
Nad światem wstał
nowy dzień, słońce stało już wysoko na niebie. W dali dostrzegał dymy odległych
miast. Nagle gdzieś na dole usłyszał ruch. Ktoś nastąpił na gałązkę, która
pękła z cichym trzaskiem. Następnie dało się słyszeć stłumione przekleństwo,
gdy ktoś uderzył głową o konar.
Aldarion wstrzymał
oddech. Kroki oddaliły się, aż w końcu całkiem ucichły. Jeszcze raz rozejrzał
się i zobaczył koryto strumienia, nad którym zostawił Idril i Nimloth. Miał już
schodzić, gdy czyjeś ręce złapały go za kostki i ściągnęły na ziemię.
Straciwszy równowagę, uderzył głową o korzeń. Przez chwilę przed oczami latały
mu czarne punkciki. Gdy znowu odzyskał zdolność dobrego widzenia, zobaczył
pochylone nad sobą trzy postacie. Miały piękne, nieco smutne twarze o oczach
przenikliwych jak gwiazdy. Były ubrane w brązy i zielenie, w rękach miały łuki.
Elfy… A więc jestem
martwy. Obserwując elfy, ostrożnie podniósł się z ziemi.
- Mae govannen. Im Aldarion…
- Znamy twój język, człowieku. Co
robisz na naszych terenach?
- Szukam ojca.
- A dlaczego myślisz, że jest tutaj?
Aldarion chwilę zmagał się sam ze sobą.
Nie był pewien, czy może wyjawić elfom, kim jest bez narażania życia. W końcu opowiedział
krótko całą historię, omijając jedynie swoje początkowe nastawienie do ich rasy
oraz to ,że towarzysz mu Nimloth. Mimo to elfy nie wyglądały na przekonane.
- Jaką możemy mieć pewność, że jesteś
synem króla?
Aldarion sięgnął po Andurila,
poniewczasie orientując się, że zostawił go wśród bagaży. Elf, z którym
rozmawiał, popatrzył na niego wyczekująco.
- Zaprowadzę was do miejsca, gdzie
zostawiłem siostrę. Tam też znajdziecie dowody potwierdzające moją tożsamość.
- Niech będzie. Prowadź.
-Gdzie jest Elatan?- spytał drugi elf.
-Tu, panie- z zarośli wyszedł
ciemnowłosy młodzieniec.
- Gdzie byłeś?
- Tak jak chciałeś, panie, szukałem
intruzów, którzy wczoraj weszli do lasu.
- Chyba ich przegapiłeś- powiedział elf
wskazując Aldariona.
- Nie. Kawałek dalej jest obóz- odparł,
wskazując w stronę, z której przyszedł Aldarion.- Jest tam ludzka kobieta i…
- Kto jeszcze?
- Elfka, panie.
- Nie wspominałeś o niej- popatrzył
oskarżycielsko na Aldariona.- Co masz na swoje usprawiedliwienie? Jak by nie
było, jesteś na naszych ziemiach, mamy nad tobą przewagę. Dla twego własnego
dobra radziłbym ci opowiedzieć całą historię, najlepiej bez pomijania kwestii
towarzyszącej wam elfki. Czy to jasne?
* * *
- Skąd go masz?- Idril patrzyła to na naszyjnik to na Nimloth.
- Długa historia- elfka unikała wzroku
kuzynki.
- Mam czas- dopiero teraz zorientowała
się, że Nimloth jest mokra, owinięta tylko płaszczem, a poranek był chłodny.-
Ubierz się.
Z tymi słowami odwróciła się i poszła w stronę obozu. Nimloth ubrała się
szybko zastanawiając się, jak wyznać Idril prawdę. Ciekawe, jak zareaguje.
Zastała kuzynkę opartą o pień drzewa i patrzącą w dal. Idril obracała w
palcach łańcuszek, który błyszczał w słońcu. Bez słowa usiadł obok i oparła się
o pień. Zaczęła splatać włosy w warkocz, czekając, aż Idril zacznie zadawać
pytania. Ona jednak uparcie milczała.
- Czemu nie spytałaś ojca, co stało się
z naszyjnikiem.
Idril uśmiechnęła się
słabo.
- Raczej nie interesował się takimi
sprawami. Wątpię, by w ogóle wiedział o jego istnieniu.
- Wiedziałby. Sam dał go mojej mamie
kilkadziesiąt lat temu.
- Ale jak to? Skąd to wiesz? Przecież
nie pochodzisz stąd… Prawda?
- Masz rację, nie jestem ze Śródziemia.
Urodziłam się na Tol Eressei, ale moja matka przyszła na świat tu.
Księżniczka słuchała zaintrygowana.
Przywołując w pamięci portret Arweny i porównując z Nimloth.
- Jest najmłodszą córką króla Elessara. Evenstar podarował jej brat,
Eldarion- Idril otwarła usta ze zdziwienia.- Brzmi to trochę niewiarygodnie,
wiem. Udała się do Nieśmiertelnych Krain ze swoim bratankiem, Elrosem. Po
wygranej wojnie Aulendilem odpłynęła ze
Śródziemia. Kilka lat później urodziłam się ja- Nimloth posłała kuzynce uśmiech.-
Jakiś czas później pojawił się u nas człowiek. Potem mama zniknęła na kilka
dni. Od ojca dowiedziałam się, że urodziła mi się kuzynka i zachorowała bardzo
ciężko. Domyślam się, że chodzi o ciebie, Idril. Kiedy mama wróciła, usłyszałam
tylko ,że wszystko dobrze się skończyło. Na jakiś czas całkiem zapomniałam o
Śródziemiu. Kiedy dorosłam, zapragnęłam je zobaczyć. Rodzice nie chcieli się
zgodzić, a ja nie nalegałam, ale do czasu. Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy
się, że król zginął w tajemniczych okolicznościach… Mama się załamała… Nie
mogłam na to patrzeć. Uciekłam. Teraz wiesz już wszystko. Przepraszam, że nie
powiedziałam wcześniej. Powinnam się była przedstawić, może uniknęłabym tych
sińców na szyi- roześmiała się i dotknęła dłoni Idril.- Wybaczysz mi?
- Jak ja mogłam uwierzyć ci w tą
bajeczkę!
- To jest szczera prawda, przysięgam!
- Nie to! To o tym, że ciocia cię
przysłała. Musiałam być bardzo zmęczona. A to jest twoje- podała Nimloth
naszyjnik.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w lesie dały się słyszeć
podniesione głosy.
Nimloth momentalnie chwyciła łuk i strzały. Po kilku sekundach była
gotowa do walki. Kiedy spomiędzy zarośli wyszedł Aldarion, odetchnęła z ulgą.
Nie trwało to jednak długo, bo za kuzynem przyszedł ktoś jeszcze. Na polanę
weszło czterech elfów i jeszcze jeden człowiek.
- Aldarionie, co tu się dzieje?
Jasnowłosy elf przyjrzał się jej
uważnie, jakby czegoś szukając.
- Jesteś ich zakładnikiem, pani?
- Co? Nie, skąd ten pomysł?
Elf wyglądał na zbitego z pantałyku. Patrzył
teraz to na Nimloth, to na Aldariona.
- Nie jestem ich zakładnikiem, tylko
kuzynką. Córką siostry ich ojca.
- Co…- Aldarion umilkł, gdy napotkał
spojrzenie siostry.
-
To Aldarion, syn Eldarion i jego siostra, Idril. Ja jestem Nimloth. Pochodzę z
Nieśmiertelnych Krain.
- Jestem Gelmir. Moi towarzysze to
Handir, Orleg oraz Isilme
Elfy przez chwilę naradzały się między sobą. W końcu jeden z nich
odezwał się:
- Wybacz nam, Aldarionie, synu
Eldariona, nasze zachowanie względem ciebie.
- W pełni sobie na nie zasłużyłem moim
zachowaniem sprzed spotkania z Nimloth.
Po raz kolejny opowiedział całą
historię, wspomagany przez Nimloth i Idril. Nakreślił też obecną sytuację
polityczną.
- Nie śmiem prosić o pomoc, po tym
wszystkim, co czyniłem na waszą szkodę.
- Ale ja śmiem- nieoczekiwanie odezwała
się Nimloth.- Pomożecie nam odnaleźć króla i zapobiec daremnemu rozlewowi krwi?
- Mamy warunek. Jeśli się uda, my i
nasi towarzysze odejdziemy z tobą do Nieśmiertelnych Krain. Jeśli, oczywiście
się tam wybierasz.
Nim Aldarion bądź Idril zdążyli się odezwać, padła odpowiedź:
- Stoi.
______________________________
Wiem, ze znowu Wam namieszałam ,ale to zło konieczne. Przyjemnego czytania ;)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz