sobota, 14 lutego 2015

Rozdział VII



   Dwa lata wcześniej…
- Nie mogę tego zrobić! Nie zostawię cię, mamo!
- Jeśli nie chcesz skończyć jak oni, uciekaj i nie oglądaj się za siebie!
 Chłopak wzdrygnął się na myśl o ciałach ojca i wuja przebitych włóczniami. Potem spojrzał na matkę i kryjącego się za jej plecami braciszka.
- A co będzie z wami?
- Poradzimy sobie. To o ciebie im chodzi. Uciekaj do Puszczy. Elfy wracają na swoje ziemie, więc bądź ostrożny. Za jakiś czas spróbuj przedostać się do Minas Tirith, powiadomisz króla.
- Pojadę tam od razu.
-Nie! Złapią cię niemal natychmiast- kobieta wyprowadziła konia ze stajni i podała synowi prowiant na drogę.- Tylko w lasach jesteś bezpieczny. Staraj się zapuścić jak najgłębiej.
- Niedługo, obiecuję. Wiadomość o tym, co się tu dzieje z pewnością szybko dotrze do króla. Uważaj na siebie, synku- dodała przyciskając chłopaka do piersi. 

   Almiel wpatrywała się w las, gdzie chwilę wcześniej zniknęli Aldarion, Nimloth i Idril. Wiedziała, że byli w mieście, ale ze względu na bezpieczeństwo swego synka nie spotkała się z nimi. Wciąż słyszała słowa władcy miasta. Jeśli się z nimi spotkasz, nie ręczę za bezpieczeństwo twego syna. Od dwóch lat żyła w ciągłym strachu.
   Jej mąż był bogatym kupcem, dobrym człowiekiem, oddanym królowi. Gdy Ragnir wrócił z wygnania znalazł zajęcie właśnie u niego. Z mężem Almiel liczyli się władający miastem, a on sam czerpał korzyści z ich zainteresowania. Tak było do czasu, gdy zaproponowano mu udział w spisku. Odmówił. Więcej, starał się im przeszkodzić. Razem z synem i Ragnirem udał się nawet do Minas Tirith. Nigdy nie dotarli do celu. Będący na polowaniu Elatan zastał po powrocie przebite włóczniami ciała.
   Almiel nie pamiętała pierwszych tygodni po śmierci brata i męża. Małym Brandem zajmował się Elatan. Kobieta otrząsnęła się dopiero, gdy syn zaczął łamać ustanowione przez władcę zasady. To, że podzieli los ojca było tylko kwestią czasu. Władca go obserwował, śledził każdy krok.
  Ale teraz nie żył, a Almiel mogła wreszcie opuścić miasto. Wiedziała, że żyje tylko dzięki swoim umiejętnościom leczniczym. Nie mogli się bez niej obejść. Niech zdychają! Pomyślała, pakując rzeczy swoje i synka.
- Co robisz, mamo?
W progu stał Brand i przecierał zaspane oczy.
- Uciekamy.
- Ale dokąd?
- Do takiego dużego miasta. Spodoba ci się. A teraz się ubierz.
   Gdy już się spakowała, zaprowadziła synka do stajni i wróciła do domu. Rozejrzała się po pokojach, w których spędziła ostatnie piętnaście lat. Przypomniało jej się, jak weszli tu po raz pierwszy z mężem i kilkumiesięcznym Elatanem. Tu urodził się Brand…
   Otrząsnęła się szybko i rozlała oliwę na podłogi i meble. Stojąc już przy drzwiach, rozbiła płonącą lampę. Momentalnie buchnęły płomienie, uwolnił się duszący dym. Zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła w stronę stajni. Gdy kilka minut później wyjeżdżała z miasta, jej dom stał w płomieniach. Słyszała dzwony oznaczające pożar, ale nie odwróciła się. Minie trochę czasu, nim zorientują się, że jej nie ma. Przy odrobinie szęścia pomyślą, że razem z Brandem zginęli w płomieniach.
    Tak bardzo chciała skręcić w stronę Puszczy i odszukać Elatana. I tak go nie znajdę. Więcej dobrego zrobię jadąc do Minas Tirith…

*   *   *
   Aldarion szedł puszczą nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Przestał to robić już w chwili, gdy przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Zdrada przyjaciela nie powodowała już gniewu. Teraz czuł tylko ból. Jak on mógł? Po tylu latach!
   Książę zaczął zastanawiać się, kiedy Othar się zmienił. Zdrajca dobrze się maskował, bo Aldarion nie mógł sobie przypomnieć nic niepokojącego. Może oprócz momentu, gdy widział go wśród cudzoziemców. I tego ,że gdy spotkali się po zabiciu władcy miasta Othar miał miecz i tarczę i że nikt go nie zatrzymywał, gdy uciekał z końmi. Były to drobiazgi, na które w ogólnym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi. A trzeba było to zrobić! Tylko, ze wtedy ufał Otharowi bardziej, niż Nimloth. Przez myśl by mu nie przeszło, że przyjaciel może mieć coś wspólnego z porwaniem ojca. A ta jego kilkumiesięczna nieobecność?
   Aldarion zrozumiał, że Othar wcale nie był u rodziny. Zapewne pomagał w przygotowaniu spisku. Myślami wrócił do dnia, w którym narodziła się myśl, że to elfy stoją za zniknięciem króla. To Othar podsunął mu ten pomysł. Podsycał w nim rządzę mordu, atakowania słabszych militarnie. W efekcie Aldarion stał się największym wrogiem elfów w królestwie. 
  Dałem się podejść! Co ojciec by pomyślał? Zawsze tak dbał, żebyśmy myśleli z szacunkiem o naszych przodkach. Dobrze, że reszta zawsze się z nim zgadzała. Eru, na jakiego głupca wyszedłem!
   Błądził jeszcze jakiś czas wyrzucając sobie wszystko, rozrobił źle, aż zorientował się, że nie wie, gdzie jest. Zawrócił, ale szybko spostrzegł, że zatacza koło. Pięknie! Jakbym i bez tego nie miał dość zmartwień!
   Wdrapał się na najbliższe drzewo, by zaleźć drogę do obozu.
   Nad światem wstał nowy dzień, słońce stało już wysoko na niebie. W dali dostrzegał dymy odległych miast. Nagle gdzieś na dole usłyszał ruch. Ktoś nastąpił na gałązkę, która pękła z cichym trzaskiem. Następnie dało się słyszeć stłumione przekleństwo, gdy ktoś uderzył głową o konar.
  Aldarion wstrzymał oddech. Kroki oddaliły się, aż w końcu całkiem ucichły. Jeszcze raz rozejrzał się i zobaczył koryto strumienia, nad którym zostawił Idril i Nimloth. Miał już schodzić, gdy czyjeś ręce złapały go za kostki i ściągnęły na ziemię. Straciwszy równowagę, uderzył głową o korzeń. Przez chwilę przed oczami latały mu czarne punkciki. Gdy znowu odzyskał zdolność dobrego widzenia, zobaczył pochylone nad sobą trzy postacie. Miały piękne, nieco smutne twarze o oczach przenikliwych jak gwiazdy. Były ubrane w brązy i zielenie,  w rękach miały łuki.
Elfy… A więc jestem martwy. Obserwując elfy, ostrożnie podniósł się z ziemi.
- Mae govannen. Im Aldarion…
- Znamy twój język, człowieku. Co robisz na naszych terenach?
- Szukam ojca.
- A dlaczego myślisz, że jest tutaj?
Aldarion chwilę zmagał się sam ze sobą. Nie był pewien, czy może wyjawić elfom, kim jest bez narażania życia. W końcu opowiedział krótko całą historię, omijając jedynie swoje początkowe nastawienie do ich rasy oraz to ,że towarzysz mu Nimloth. Mimo to elfy nie wyglądały na przekonane.
- Jaką możemy mieć pewność, że jesteś synem króla?
Aldarion sięgnął po Andurila, poniewczasie orientując się, że zostawił go wśród bagaży. Elf, z którym rozmawiał, popatrzył na niego wyczekująco.
- Zaprowadzę was do miejsca, gdzie zostawiłem siostrę. Tam też znajdziecie dowody potwierdzające moją tożsamość.
- Niech będzie. Prowadź.
-Gdzie jest Elatan?- spytał drugi elf.
-Tu, panie- z zarośli wyszedł ciemnowłosy młodzieniec.
- Gdzie byłeś?
- Tak jak chciałeś, panie, szukałem intruzów, którzy wczoraj weszli do lasu.
- Chyba ich przegapiłeś- powiedział elf wskazując Aldariona.
- Nie. Kawałek dalej jest obóz- odparł, wskazując w stronę, z której przyszedł Aldarion.- Jest tam ludzka kobieta i…
- Kto jeszcze?
- Elfka, panie.
- Nie wspominałeś o niej- popatrzył oskarżycielsko na Aldariona.- Co masz na swoje usprawiedliwienie? Jak by nie było, jesteś na naszych ziemiach, mamy nad tobą przewagę. Dla twego własnego dobra radziłbym ci opowiedzieć całą historię, najlepiej bez pomijania kwestii towarzyszącej wam elfki. Czy to jasne?

 *  *  *
   - Skąd go masz?- Idril patrzyła to na naszyjnik to na Nimloth.
- Długa historia- elfka unikała wzroku kuzynki.
- Mam czas- dopiero teraz zorientowała się, że Nimloth jest mokra, owinięta tylko płaszczem, a poranek był chłodny.- Ubierz się.
   Z tymi słowami odwróciła się i poszła w stronę obozu. Nimloth ubrała się szybko zastanawiając się, jak wyznać Idril prawdę. Ciekawe, jak zareaguje.  
   Zastała kuzynkę opartą o pień drzewa i patrzącą w dal. Idril obracała w palcach łańcuszek, który błyszczał w słońcu. Bez słowa usiadł obok i oparła się o pień. Zaczęła splatać włosy w warkocz, czekając, aż Idril zacznie zadawać pytania. Ona jednak uparcie milczała.
- Czemu nie spytałaś ojca, co stało się z naszyjnikiem.
Idril uśmiechnęła się słabo.                                                 
- Raczej nie interesował się takimi sprawami. Wątpię, by w ogóle wiedział o jego istnieniu.
- Wiedziałby. Sam dał go mojej mamie kilkadziesiąt lat temu.
- Ale jak to? Skąd to wiesz? Przecież nie pochodzisz stąd… Prawda?
- Masz rację, nie jestem ze Śródziemia. Urodziłam się na Tol Eressei, ale moja matka przyszła na świat  tu.
Księżniczka słuchała zaintrygowana. Przywołując w pamięci portret Arweny i porównując z Nimloth.
   - Jest najmłodszą córką króla Elessara. Evenstar podarował jej brat, Eldarion- Idril otwarła usta ze zdziwienia.- Brzmi to trochę niewiarygodnie, wiem. Udała się do Nieśmiertelnych Krain ze swoim bratankiem, Elrosem. Po wygranej wojnie  Aulendilem odpłynęła ze Śródziemia. Kilka lat później urodziłam się ja- Nimloth posłała kuzynce uśmiech.- Jakiś czas później pojawił się u nas człowiek. Potem mama zniknęła na kilka dni. Od ojca dowiedziałam się, że urodziła mi się kuzynka i zachorowała bardzo ciężko. Domyślam się, że chodzi o ciebie, Idril. Kiedy mama wróciła, usłyszałam tylko ,że wszystko dobrze się skończyło. Na jakiś czas całkiem zapomniałam o Śródziemiu. Kiedy dorosłam, zapragnęłam je zobaczyć. Rodzice nie chcieli się zgodzić, a ja nie nalegałam, ale do czasu. Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się, że król zginął w tajemniczych okolicznościach… Mama się załamała… Nie mogłam na to patrzeć. Uciekłam. Teraz wiesz już wszystko. Przepraszam, że nie powiedziałam wcześniej. Powinnam się była przedstawić, może uniknęłabym tych sińców na szyi- roześmiała się i dotknęła dłoni Idril.- Wybaczysz mi?
- Jak ja mogłam uwierzyć ci w tą bajeczkę!
- To jest szczera prawda, przysięgam!
- Nie to! To o tym, że ciocia cię przysłała. Musiałam być bardzo zmęczona. A to jest twoje- podała Nimloth naszyjnik.

 Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w lesie dały się słyszeć podniesione głosy.
   Nimloth momentalnie chwyciła łuk i strzały. Po kilku sekundach była gotowa do walki. Kiedy spomiędzy zarośli wyszedł Aldarion, odetchnęła z ulgą. Nie trwało to jednak długo, bo za kuzynem przyszedł ktoś jeszcze. Na polanę weszło czterech elfów i jeszcze jeden człowiek.
- Aldarionie, co tu się dzieje?
Jasnowłosy elf przyjrzał się jej uważnie, jakby czegoś szukając.
- Jesteś ich zakładnikiem, pani?
- Co? Nie, skąd ten pomysł?
Elf wyglądał na zbitego z pantałyku. Patrzył teraz to na Nimloth, to na Aldariona.
- Nie jestem ich zakładnikiem, tylko kuzynką. Córką siostry ich ojca.
- Co…- Aldarion umilkł, gdy napotkał spojrzenie siostry.
 - To Aldarion, syn Eldarion i jego siostra, Idril. Ja jestem Nimloth. Pochodzę z Nieśmiertelnych Krain.
- Jestem Gelmir. Moi towarzysze to Handir, Orleg oraz Isilme
   Elfy przez chwilę naradzały się między sobą. W końcu jeden z nich odezwał się:
- Wybacz nam, Aldarionie, synu Eldariona, nasze zachowanie względem ciebie.
- W pełni sobie na nie zasłużyłem moim zachowaniem sprzed spotkania z Nimloth.
Po raz kolejny opowiedział całą historię, wspomagany przez Nimloth i Idril. Nakreślił też obecną sytuację polityczną.
- Nie śmiem prosić o pomoc, po tym wszystkim, co czyniłem na waszą szkodę.
- Ale ja śmiem- nieoczekiwanie odezwała się Nimloth.- Pomożecie nam odnaleźć króla i zapobiec daremnemu rozlewowi krwi?
- Mamy warunek. Jeśli się uda, my i nasi towarzysze odejdziemy z tobą do Nieśmiertelnych Krain. Jeśli, oczywiście się tam wybierasz.
   Nim Aldarion bądź Idril zdążyli się odezwać, padła odpowiedź:
- Stoi.
 ______________________________
Wiem, ze znowu Wam namieszałam ,ale to zło konieczne. Przyjemnego czytania ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz